Bitcoin najlepszym zabezpieczeniem przed inflacją? Tak uważa Bloomberg

Dodane:

Damian Jemioło, redaktor MamStartup.pl Damian Jemioło

Bitcoin najlepszym zabezpieczeniem przed inflacją? Tak uważa Bloomberg

Udostępnij:

Według Bloomberga Bitcoin jest najlepszym zabezpieczeniem przed inflacją. Jednak według badaczy z National Bureau of Economic Research kryptowaluta nie jest wcale tak mocno zdecentralizowana. Z ich badań wynika, iż jest ona kontrolowana przez stosunkowo niedużą liczbę inwestorów.

Bitcoin – najlepsza ochrona przed inflacją?

John Authers z Bloomberg Opinion przeanalizował różnego rodzaju badania i wskazał, że Bitcoin osiągnął poziom 99,996% deflacji w ciągu ostatniej dekady. Koszt Bitcoina w 2011 r. wynosi obecnie zaledwie 0,004% BTC. Bloomberg w jednym ze swoich tweetów określił niedawno kryptowalutę jako najlepszą formę zabezpieczenia przed inflacją.

A według samych ekonomistów z Bloomberga około połowy obecnych wzrostów Bitcoina wynika właśnie z obawy przed inflacją. Z kolei drugą połowę ma stanowić wynik z impetu handlowego.

Bitcoin już od dawna nazywany jest cyfrowym złotem, czy wskazuje się, że to lepsze zabezpieczenie nawet od cennego metalu. Pozytywnie o Bitcoinie wypowiadali się już miliarderzy Paul Tudor Jones, Mark Cuban czy Ray Dalio. I to pomimo tego, że dwaj ostatni jeszcze nie tak dawno ostrzegali przed kryptowalutą.

Jako deflacyjne właściwości Bitcoina wymienia się przede wszystkim jego stałą podaż. Obracać można bowiem tylko 21 mln kryptowalut. A liczba ta nigdy nie wzrośnie. Bloomberg wskazuje jednak, że aby Bitcoin mógł szerzej funkcjonować – musi zdobyć jeszcze więcej zaufania. Ciągle bowiem niektóre osoby publiczne wskazują, że to złoto jest lepszym aktywem. Tak twierdzi m.in. Wilfred Daye – szef Securitize Capital.

Bitcoin tak naprawdę należy do kilku wielorybów?

W branży kryptowalut istnieje takie pojęcie jak „wieloryb”. Określa ono właścicieli licznych cyfrowych aktywów. Ci posiadają Bitcoiny liczone w milionach dolarów. Bardzo często ich ruchy na giełdach obserwowane są przez innych inwestorów i zwiastują zmiany na rynku.

Nie tak dawno trzeci co do wielkości „wieloryb” BTC kupił ponad 200 kryptowalut po cenie 62 tys. dolarów za sztukę. Akumulacja ta zbiegła się w czasie ze sprzedażą 1500 Bitcoinów przy cenie 67,5 tys. dolarów, a także korektą, z której zniknęło ponad 400 mld dolarów kapitalizacji.

I to według badań National Bureau of Economic Research w rękach takich właśnie „wielorybów” ma kumulować się Bitcoin. Analiza pokazała, że 10 tys. największych inwestorów indywidualnych posiada ok. ⅓ Bitcoinów znajdujących się w obiegu.

Część analityków twierdzi nawet, że spora część tych adresów może należeć do tej samej osoby lub organizacji. Ponadto – ok. 10% górników odpowiada za 90% mocy wydobywczych Bitcoina. A co ważniejsze – tylko ok. 50 górników kontroluje aż 50% owej mocy.

Te liczby bardzo mocno mogą nadwyrężyć wizerunek zdecentralizowanego aktywa cyfrowego. W końcu tak duża koncentracja (a trend ten może z czasem przybierać na sile) Bitcoina mogłaby doprowadzić do manipulacji na sieci. Np. ograniczania transakcji czy wydobywania samego Bitcoina.

CFO Twittera twierdzi, że inwestowanie w kryptowaluty nie ma sensu

Ned Segal – CFO Twittera, w rozmowie z The Wall Street Jurnal przyznał, że spółka uważa, że inwestowanie w kryptowaluty się teraz nie opłaca. Według samego Segala Twitter musiałby całkowicie zreorganizować swoją politykę inwestycyjną, aby móc utrzymać bardziej zmienne aktywa w swoim bilansie. I dlatego nie posiada ich w ogóle.

Pomimo tego, to właśnie Twitter mocno wspiera rozwój rynku tokenów NFT poprzez udzielanie napiwków twórcom. Zresztą – Jack Dorsey, cofounder Twittera jakiś czas temu sprzedał swój pierwszy wpis właśnie w formie niewymienialnego tokena. Twitter testuje także usługę subskrypcji, które mają zapewnić użytkownikom nowe usługi. Np. pobieranie opłat od obserwujących.

Słowa Neda Segala są o tyle zaskakujące, że sam Jack Dorsey jest zwolennikiem kryptowalut i Bitcoina jako takiego. Inna spółka należąca do miliardera – Square – posiada w swoim bilansie kryptowaluty. Co więcej – Twitter chce rozwijać swoje usługi wykorzystując technologię blockchain, a od niedawna pozwala też na wysyłanie napiwków właśnie w Bitcoinie. Sam Dorsey mocno wierzy jednak w decentralizację Bitcoina, która po niedawnych badaniach jest poddawana do wątpliwości.

Firma założyła też zespół ds. kryptowalut, który bada ich możliwości. Toteż wypowiedź Segala mocno skonsternowała świat kryptowalut i maksymalistów Bitcoina. W końcu paradoksalnie mogła niekoniecznie posłużyć do rozwoju cyfrowego aktywa.

Indie zakazują płatności kryptowalutami

Bloomberg nie bez powodu wskazywał, że do szerszego wykorzystania Bitcoina potrzebne jest większe zaufanie. Wizerunek kryptowaluty musi się jednak mierzyć z licznymi problemami. Nawet pomimo tego, iż może być dobrym środkiem deflacyjnym, to w dyskursie publicznym coraz częściej pojawiają się głosy dot. jego wpływu na środowisko.

Część aktywistów czy organizacji twierdzi, że Bitcoin zużywa tyle energii co cała Argentyna, a dodatkowo zostawia za sobą potężny ślad węglowy. Niedawno zresztą Ken Griffin – dyrektor funduszu Citadel stwierdził, że Ethereum jest lepsze od Bitcoina, bo jest bardziej ekologiczne.

Kwestia „zieloności” to jednak niejedyny problem. Economic Times 17 listopada podał, że Indie zabronią korzystania z kryptowalut w formie płatności. Mają jednak uregulować handel nimi jako aktywami. Indie już od dawna nieprzychylnym okiem spoglądają na kryptowaluty i ich rozwój. Jednocześnie aż 105 mln mieszkańców tego kraju ma w swoim portfelu jakąś kryptowalutę. Tym samym paradoksalnie Indie są jednym z największych rynków kryptowalutowych na świecie. Tamtejsze regulacje mogą mniej lub bardziej wpłynąć na kursy cyfrowych aktywów.

USA i Korea uderzą w kryptowaluty?

Cios w kryptowaluty wymierzyła też administracja Joe Bidena. Prezydent USA podpisał ustawę, która zwiększa wymagania dot. raportowania od firm z branży cyfrowych aktywów. Transakcje, które przekroczą wartość 10 tys. dolarów, będą musiały być zgłaszane do Urzędu Skarbowego.

Wymóg ten jest o tyle problematyczny, że specyfika technologii blockchain znacząco utrudnia możliwość rejestrowania kto w danym momencie wykonał przelew w Bitcoinach czy innych kryptowalutach.

O podobnym prawie myśli też parlament Korei Południowej. Według niego firmy, które otrzymały kryptowaluty – musiałyby zaraportować władzom nazwę lub nazwisko wpłacającego, a także jego dane adresowe. Według Choi Hwa-In ze Służby Nadzoru Finansowego nowe prawo uderzyłoby bardzo mocno w koreańską branżę blockchain i ograniczyłyby jej rozwój.

Pomysłodawcy ustawy chcieliby, aby wymuszała ona nadawców kryptowalut spoza Korei Południowej do zarejestrowania się w Komisji Usług Finansowych. To mogłoby spowodować olbrzymi odpływ zagranicznych inwestorów kryptowalutowych z azjatyckiego państwa.