fot. pexels.com
Dwa lata temu Vivek Goyal przeprowadził się do Europy i zatrudnił w funduszu venture capital Nokia Growth Partners, w którego portfolio znajdziemy kilkanaście inwestycji w startupy z trzech kontynentów. – Wcześniej inwestując w spółki technologiczne w Indiach i w Stanach Zjednoczonych, spodziewałem się, że europejski ekosystem będzie znacznie mniejszy. Jednak miniony rok otworzył mi oczy – pisze dla Venturebeat Vivek Goyal.
Dodaje, że europejski przemysł technologiczny jest większy niż można było przypuszczać. Tylko w 2015 roku zainwestowano tutaj ponad 14 miliardów dolarów w około 1400 startupów i odnotowano trzykrotny wzrost inwestycji w stosunku do ubiegłych sześciu lat. Uważa więc, że rynek starego kontynentu jest wart uwagi. Zanim jednak wyłoży się kasę, na któryś z tutejszych projektów, należy nieco poznać specyfikę Europy.
Trudno o ekspansję
Pierwszą rzeczą jaką dowiedział się przez rok inwestowania w europejskie startupy jest duża innowacyjność kilku sektorów. – Europa przewyższa Stany Zjednoczone jeśli chodzi o modę, muzykę, gaming i fintech – wyjaśnia i dodaje, że to tutaj powstały takie startupy jak Spotify, SoundCloud i Shazam. Finlandia natomiast jest kolebką gier mobilnych, skąd pochodzą kultowy już Snake oraz do tej pory popularny Angry Birds.
Zauważa z kolei, że poszczególne rynki w Europie są małe, a wyjście poza rodzimy kraj jest raczej trudne. Nie ułatwiają tego regulacje prawne, które częściej stanowią bariery hamujące przedsiębiorców przed międzynarodową ekspansją. Mimo tego coraz częściej daje się zauważyć, że europejscy startupowcy jakoś sobie z tym radzą, czego przykładem jest chociażby BlaBlaCar albo polski DocPlanner. Inny problem stanowi finansowanie.
Błędy przy promowaniu się
Vivek Goyal twierdzi, że inwestorzy w Europie rzadziej przechodzą z rundy A do B niż ich koledzy ze Stanów albo z Chin. Podaje, że w 2015 roku fundusze venture capital z USA zrealizowały ponad 175 transakcji, gdzie średnia kwota była wyższa niż 50 milionów dolarów. Podobnych inwestycji w Chinach odnotowano 75, a w Europie tylko 35. Do tego u nas wartości pojedynczych rund jest niższa w porównaniu do tych amerykańskich.
– Europejskie przedsiębiorstwa muszą być bardziej agresywne – pisze. Jego zdaniem większość tutejszych startupowców podczas pitchowania własnych biznesów wykazuje się pokorą, a to raczej niedobrze. Sugeruje, aby zamiast takiej postawy przyjąć bardziej otwartą oraz wykazać się ambicją i głośno, bez kompleksów mówić o swoim potencjale. Tak przynajmniej robią Amerykanie i to działa. Nie oznacza to, że pod każdym względem jesteśmy od nich gorsi.
Ekonomia współdzielenia
Dobrze natomiast rozwija się w Europie ekonomia współdzielenia. – Mimo że AirBnb wywodzi się ze Stanów Zjednoczonych, to ponad 50 proc. działalności odnotowuje w Europie. Sześć z dziesięciu najpopularniejszych miast zarejestrowanych w platformie mieście się w Europie, a Paryż jest numerem jeden. Zanim ekonomia współdzielenia stała się w porządku, wiele europejskich miast miało już rowery i samochody działające w tym modelu – pisze. Ponadto sprawnie posługujemy się językiem angielskim, więc nie mamy problemu, żeby dogadać się z obcokrajowcami i dobić z nimi targu.
Tak z punku widzenia zagranicznego inwestora wyglada rynek w Europie. Jeśli chcesz dowiedzieć się więcej ma temat pozyskiwania środków finansowych, zachęcamy do przeczytania artykułu pt. „Rozmawiałem ze 100 funduszy inwestycyjnych. Zobaczcie, czego dowiedziałem się o inwestowaniu w startupy”, którego autorem jest współzałożyciel i prezes Sotrendera dr Jan Zając.
–
Artykuł powstał na podstawie teksu opublikowanego na łachach serwisu Venture Beat.