Giełda to dostęp do gotówki bez konieczności oddawania kontroli nad spółką – Krisztina Bende (PKO Bank Polski)

Dodane:

Przemysław Zieliński Przemysław Zieliński

Giełda to dostęp do gotówki bez konieczności oddawania kontroli nad spółką – Krisztina Bende (PKO Bank Polski)

Udostępnij:

Krisztina Bende, dyrektor zarządzająca w PKO Biurze Maklerskim, odpowiada na wszystkie pytania dotyczące startupów i giełdy. Które spółki powinny wejść na parkiet, kiedy warto debiutować, na co można liczyć, jak się do tego przygotować i czy ewentualni inwestorzy będą z tego powodu zadowoleni?

Kawa na ławę: czy giełda to dobry pomysł dla każdego startupu?

Jeżeli mówimy o zakładaniu spółki, to po pierwsze, każdy etap rozwoju ma swoją specyfikę i myślę, że warto na to spojrzeć z perspektywy całego ekosystemu i dostępnego finansowania. Jednym z elementów tego ekosystemu jest publiczny rynek kapitałowy, natomiast jego adekwatność zależy od etapu rozwoju spółki. Niekoniecznie jest on przeznaczony dla spółek na początku działalności. W ich przypadku warto uważniej skupić się na finansowaniu zalążkowym, które dostarczają aniołowie biznesu czy fundusze typu venture capital. Daje ono nie tylko finansowanie, ale również doświadczenie osób zarządzających funduszem.

A gdy nasza spółka jest już na nieco dojrzalszym etapie?

W miarę dojrzewania konceptu biznesowego, rozwoju produktów i zwiększania sprzedaży, powiększa się grono instytucji mogących dostarczyć kapitał. Młoda spółka, która jest już scale-upem, może skorzystać z private equity lub pozyskać kapitał poprzez giełdę. Warto zaznaczyć, że giełda dostarcza kapitał do dalszego rozwoju. Dlatego bardziej niż startupy zainteresowane nią mogą być scaleupy.

Inwestor giełdowy jest inwestorem bardziej biernym niż fundusz venture capital, private equity, czy też aniołowie biznesu. Każdy z tych trzech rodzajów finansowania ma swoje zalety i wady. Każdy jest istotny, szczególnie na tym początkowym etapie, gdzie dostarcza nie tylko kapitał, ale też know-how, doświadczenie i wsparcie w rozwoju. Natomiast giełda jest miejscem, gdzie samego kapitału można wygenerować znacznie więcej.

Gdyby przyszedł do Waszego biura maklerskiego młody startup i chciałby koniecznie właśnie z tej Waszej opcji giełdowej skorzystać, to czy będziecie odradzali mu podjęcie takiej decyzji?

Bardzo się cieszę, kiedy przychodzi do nas ktoś na tak wczesnym etapie rozwoju i mówi, że chce wejść na giełdę. To bardzo ważne, jeżeli founder myśli o tym już na samym początku. Wejście na giełdę niesie ze sobą jednak pewne poświęcenie czy koszty, których nie da się uniknąć. Jednak, to budujące, jeśli ktoś układa swój biznes i myśli o jego długoterminowym rozwoju, a o giełdzie jako możliwości pozyskania kapitału.

Nie każdemu, kto odwiedzi Biuro Maklerskie PKO Banku Polskiego, powiem: „tu i teraz jest dla Ciebie  czas, żeby wejść na giełdę”. Nie zrobię tego, gdyż zbyt wczesne wejście albo w nieodpowiednim momencie może być niekorzystne dla spółki czy foundera. Chodzi o to, żeby sposób finansowania dostosować do swoich potrzeb. I o tych sposobach finansowania rozmawiamy z właścicielami spółek, w tym ze środowiskiem startupów.

Czytaj także: Dojrzałość rynku i nieustanna eksploracja potencjału technologii: Jakub Kaszuba (PKO BP) podsumowuje 2023 rok

Jako doradcy w Biurze Maklerskim często rekomendujemy, żeby w odpowiednim momencie zwrócić się do funduszu inwestycyjnego, albo zastanowić się nad konsolidacją rynku, żeby dojść do takiego momentu rozwojowego, w którym giełda rzeczywiście przyniesie maksimum korzyści.

Dlaczego tak ważne jest wyznaczenie sobie odpowiedniego momentu wejścia na parkiet, nawet jeśli w danej chwili jeszcze nie jesteśmy gotowi na giełdowy debiut?

Taka perspektywa pozwala stworzyć wizję rozwoju. Rozmawiałam już z wieloma founderami, którzy mówili: „OK, wiemy, że dzisiaj może to jeszcze nie ten moment, ale chcę aby mój startup docelowo został spółką giełdową.” I myślę, że taka postawa pozwala na przemyślany sposób korzystania z pełnego spektrum finansowania, o którym wspominałam wcześniej. Founder może w ciekawy sposób budować swoją opowieść i podjąć rozmowy z aniołami biznesu czy funduszem. Dla funduszu to jasna wskazówka, że founder wie dokąd zmierza. Dążenie założyciela startupu do wprowadzenia spółki w przyszłości na giełdę, to dla funduszu także atrakcyjna perspektywa. Każda inwestycja ma jakiś horyzont czasowy, a potencjalnie giełda daje funduszowi możliwość wyjścia z inwestycji.

W czym tak właściwie giełda może pomóc startupowi?

Giełda to przede wszystkim dostęp do kapitału od inwestorów bez konieczności oddawania kontroli nad tym, jak zarządzamy spółką. I to jest piękno giełdy. Możesz nadal, jako właściciel spółki, decydować o jej rozwoju. Oczywiście, w którymś momencie musisz dzielić z inwestorami dywidendą i prowadzić transparentną politykę informacyjną, ale w przypadku gdy masz pasję do biznesu, który prowadzisz, będzie to bardziej przyjemność niż obciążenie.

Cały czas trzeba pamiętać, że to dobry kierunek pozyskania kapitału dopiero w bardziej dojrzałej fazie rozwoju. Choć granica jest płynna i zależy od branży w jakiej działa startup. Można znaleźć takie sektory, gdzie wejście na giełdę jeszcze jako startup nie byłoby złym pomysłem. Takim przykładem jest chociażby biotech.

Czemu akurat biotech?

Tego rodzaju startupy pracują przez 10 lat czy nawet 15 lat nad wynalezieniem bardzo rozwiniętego produktu, jakim są leki czy substancje w nich wykorzystywane. Spółka nie ma dostępu do innego finansowania niż equity. Mamy przykłady biotechów, które weszły na giełdę, by skorzystać z możliwości pozyskiwania tego finansowania przez wiele, wiele lat. Wraz z postępem badań i koniecznością ich finansowania, spółka wychodzi do inwestorów czy akcjonariuszy, by wsparli kolejny etap.

Zawsze się udaje?

Biotech to branża z dużym ryzykiem. Jednemu się powiedzie, a drugiemu nie. Od strony inwestycyjnej jest ona atrakcyjna wtedy, kiedy mamy odpowiednie portfolio takich spółek na giełdzie, by móc też w ramach danego sektora dywersyfikować portfel inwestycyjny.

Oprócz biotechów, kto jeszcze powinien zainteresować się warszawskim parkietem?

Podobnym case’m jest branża gamedev, w której mamy liczne przykłady sukcesów. Historycznie już spółki na bardzo wczesnym etapie rozwoju wchodziły na rynek NewConnect bądź bezpośrednio na GPW. Liczba tych spółek jest na tyle duża, że można mówić o całej branży gamedev, którą mamy na giełdzie i która ma swoje mocne success stories.

Natomiast, czy giełda jest dobrym pomysłem dla każdego startupu? Nie. Są takie etapy w rozwoju spółki, gdy jeszcze nie do końca wiadomo, jaki produkt jest tworzony. I dla inwestorów giełdowych może być jeszcze za wcześnie. NewConnect jest rynkiem, który został stworzony po to, by organizować transakcje, które nie są szeroko publiczne, a skierowane do wybranego klubu inwestorów. W ten sposób inwestorzy zyskują spółkę wcześniej notowaną na New Connect, która jest bardziej ustrukturyzowana od przeciętnej, nienotowanej spółki. Zaletą takiej spółki jest również to, że jest ona przyzwyczajona do bardziej otwartego, transparentnego sposobu komunikacji.

O czym trzeba pamiętać, rozważając giełdowy debiut?

Przy wejściu na giełdę najważniejsze jest to, że spółka musi być transparentna i musi komunikować się z inwestorami. Nieraz bywa tak, że firmy debiutują na parkiecie, korzystają ze zdobytego kapitału i następnie, gdy nie chcą wracać po ten kapitał przez dłuższy okres, wycofują się z komunikacji z rynkiem. Wydaje się im, że skoro teraz kapitał nie jest im potrzebny, to mogą publikować mniej informacji.

Bycie transparentnym to koszt dla spółki. To koszt czasowy i finansowy, bo ktoś musi dbać o taką komunikację. W przypadku jeszcze niezbyt dużych spółek, czasami, to sami founderzy również angażują się w komunikację z inwestorami. Zresztą, założyciele często robią to najlepiej, gdyż to oni czują ten biznes i to od nich najmocniej bije pozytywny entuzjazm.

Rozwińmy temat przygotowań. Gdybyś miała pomóc founderowi w stworzeniu checklisty obowiązkowych zadań przed wejściem na giełdę, to jakie trzy punkty na bank powinny się na niej znaleźć?

Przede wszystkim: świadomość stałej komunikacji. Prowadzona przez spółkę komunikacja musi być stała. Nie można zakończyć jej rok po debiucie, bo nigdy nie wiemy, kiedy zechcemy wrócić do inwestorów po dodatkowy kapitał. A przecież po to wchodzimy na giełdę. Jeśli choć trochę zaprzestaniemy komunikowania się z rynkiem, to powrót do udostępniania informacji zabierze nam dużo więcej energii.

Po drugie: uporządkowana struktura. Aby możliwe było prowadzenie komunikacji, konieczna jest uporządkowana wewnętrzna struktura informacyjna oraz raportowanie finansowe. Ono musi być odpowiednio zorganizowane, aby móc sprostać obowiązującym na giełdzie międzynarodowym standardom rachunkowości.

Po trzecie: komunikacja z akcjonariuszami. Trzeba mieć w pamięci, że o ile akcjonariusze na bieżąco nie angażują się w zarządzanie spółką, to jednak w określonym czasie trzeba zwołać walne zgromadzenie. Konieczne jest zaprezentowanie im kluczowych informacji i uzyskanie ich zgody na dalsze działania. Trzeba pamiętać, że oni też są z nami na pokładzie.

Czy młoda spółka musi spełnić jakieś formalne wymagania, aby móc działać na giełdzie?

Oczywiście są formalne wymagania giełdowe, ale nie są one związane z samym biznesem. To takie kwestie jak liczba emitowanych akcji czy wielkość flow, czyli tej porcji akcji, która należy do akcjonariuszy mniejszościowych. Natomiast od samej strony biznesowej, ciężko byłoby wskazać takie uniwersalne formalne wymogi. Wiele zależy też od tego, o jakiej branży mówimy. Spójrzmy ponownie na biotech. W takich spółkach przychodów nie ma przez 10 lat. W tym czasie mamy tylko koszty. Jakiekolwiek przychodowe wskaźniki nie mają więc w tej branży żadnego zastosowania. W gamedevie, w tych spółkach, które pracują nad dużymi grami, jest podobnie: każda taka gra to duża inwestycja i wymaga czasu, aby jej efekty były widzialne.

Czytaj także: Klienci potrzebują nowości w naszych kanałach cyfrowych: wywiad z Michałem Kalinowskim (PKO Bank Polski)

Trudno jest mówić o aktywach w przypadku startupów, które aktywów nie mają.

Gdyby trzeba było wskazać na jakieś wymogi, które wchodzące na giełdę spółki powinny spełniać, to wskazałabym, że są to przychody. Dobrze, aby już były. Bardzo istotne jest również to, żeby być na ścieżce wzrostowej. Taki trend jest doceniany przez inwestorów. A biorąc pod uwagę nasze polskie uwarunkowania, to nadal potrzebna jest rentowność spółki na poziomie EBITDA.

Do Twojego Biura Maklerskiego puka founder z planem giełdowego debiutu. Na jakie wsparcie z Waszej strony może liczyć?

Na pewno zaczniemy od rozmowy i oceny, na jakim etapie rozwoju znajduje się spółka. Trzeba przeanalizować czy to jest właściwy moment, żeby myśleć o wejściu giełdę – czy też lepiej poszukać inwestora branżowego czy funduszowego. Konieczna będzie ocena, jakie są potrzeby takiej spółki. W naszej grupie kapitałowej mamy inicjatywy dla startupów z branży fintechowej jak Let’s fintech, fundusz VC i dobry kontakt z ekosystemem inwestorów na rynku. Jako grupa jesteśmy gotowi na szerokie wsparcie.

Gdy po takiej analizie ocenimy, że zgłaszająca się do nas spółka jest gotowa na debiut, to wtedy możemy przeprowadzić cały proces przygotowania do wejścia na giełdę.

Jak taki proces wygląda w praktyce?

W procesie przygotowania do debiutu musimy przygotować odpowiednie dokumenty, spośród których najważniejszym i najbardziej zajmującym jest prospekt emisyjny, który potem jest zatwierdzany przez regulatora. Konieczne jest przeanalizowanie kompletu dokumentacji prawnej spółki oraz wykonanie biznesowego due dilligence. Nie obejdzie się bez aktualizacji firmowej strategii – będzie przedstawiana inwestorom, aby zrozumieli na czym polega działalność danej spółki i gdzie leży jej wartość. Jest to tzw. equity story, które odpowiada na pytanie dlaczego warto zainwestować w tę spółkę.

To oczywiste, że na tym etapie pracujemy też nad modelem finansowym, który odzwierciedla firmową strategię, jednocześnie pokazując właścicielowi, na jaką wartość może liczyć w wyniku oferty publicznej i wejścia na giełdę.

Na koniec dnia jesteśmy też odpowiedzialni za koordynację procesu dyskusji z inwestorami, pozyskania kapitału, wprowadzenia na giełdę, czyli rozliczenia transakcji. Słowem, odpowiadamy za wszystkie te elementy formalne, które trzeba spełnić, żeby od momentu wyjścia na rynek z ofertą do momentu debiutu wszystko poszło gładko.

Pamiętajmy, że oferta publiczna to jest typ oferty, która jest mocno ograniczona w czasie.

Co to oznacza?

Gdy opublikujemy prospekt i wychodzimy z nim do inwestorów, to mamy efektywnie około dwóch tygodnie, aby przekonać do nas rynek. W tym czasie inwestorzy indywidualni czytają prospekt i inne informacje o naszej spółce. Inwestorzy instytucjonalni, poza analizą prospektu, spotykają się z przedstawicielami spółki – i takie spotkania trwają około godziny. Trzeba umieć w tym czasie efektywnie opowiedzieć swoje story. Efektywnie, ale i dokładnie, aby każdy mógł sobie wycenić spółkę. Wiemy, jak ten ekosystem działa. Wiemy z jakimi uczestnikami rynku rozmawiać. Wiemy, w jaki sposób. I co najważniejsze, wiemy, jak to najefektywniej przeprowadzić.

Z jakimi kosztami musi liczyć się spółka, która chce przy Waszej pomocy wejść na giełdę?

Koszty są rozłożone. Nie obejmują one tylko naszego kompleksowego doradztwa. Do kosztów należy doliczyć również usługę doradcy prawnego. To on napisze prospekt emisyjny. Pomoże też poukładać procedury wewnętrzne.

Kolejną pozycją w kosztorysie jest audytor, odpowiedzialny za odpowiednie przedstawienie sprawozdania finansowego, przeprowadzenie audytu i jego zaopiniowanie. Audytor przejrzy również prospekt, czy pod kątem danych finansowych wszystko się zgadza.

Da się wycenić takie koszty?

Jeżeli chodzi o doradców prawnych czy audytorów, to ich koszty są stałe i mniej więcej określone. Od momentu podjęcia decyzji o wejściu na giełdę wiadomo, że trzeba je będzie ponieść. Jeżeli chodzi o biura maklerskie czy firmy inwestycyjne, to pracują one zwyczajowo na prowizji. Oznacza to że mamy wspólny cel – czyli przygotowanie oferty i wprowadzenie spółki na giełdę. Przez ten cały okres przygotowawczy jesteśmy ze spółką. Bierzemy na siebie ryzyko, wspólnie ze spółką.

Wspomniałaś Krisztino o zewnętrznych ekspertach – doradcy prawnym i audytorze, którzy są niezbędni na etapie przygotowań. A gdy spółka wejdzie już na giełdę, to czy founder powinien wyodrębnić ze struktury kogoś, kto by tę działalność inwestycyjno-giełdową koordynował?

Przygotowanie się do debiutu giełdowego wymaga kadrowych procesów. Trzeba pamiętać, że sam czas trwania przygotowań do wejścia na parkiet zależy od tego, jakimi zasobami dysponuje spółka. Nie może być tak, że nagle całą uwagę przekieruje się na przygotowanie do oferty publicznej, zapominając o prowadzeniu biznesu. Bo przecież bez biznesu nie ma po co podchodzić do debiutu.

A gdy już jesteśmy na giełdzie – czy to będzie wymagać od nas jakichś nakładów personalnych?

Kluczowe jest dobre określenie odpowiedzialności i wyznaczenie w ramach struktur osoby odpowiedzialnej za komunikację z rynkiem. Ważne jest również to, żeby na potrzeby komunikacji mieć wygodny dostęp do informacji i umiejętnie nimi zarządzać – trzeba wyważyć co można rynkowi powiedzieć, a co za dużo naszej kuchni ujawni konkurencji. Z tej perspektywy istotną kwestią jest również szczelność danych: spółka giełdowa musi dbać o bezpieczeństwo informacji poufnych. Nie można dopuścić do tego, aby wyciekły one na rynek.

Do bezpośredniej komunikacji z akcjonariuszami służy całkiem sporo narzędzi: informować można przy publikacji wyników np. półrocznych czy rocznych, spółka może na przykład urządzać dni poświęcone wyłącznie inwestorom giełdowym. Taki sposób komunikacji może być prowadzony przez foundera. Ale gdy spółka się rozrasta, wówczas konieczne jest uporządkowanie wewnętrznych procedur. Warto mieć wyodrębnioną komórkę, choćby jednoosobową, do spraw relacji inwestorskich. I to ona będzie pilnować tego, aby odpowiednie informacje we właściwym czasie trafiały do domeny publicznej. Każda taka informacja musi spełniać prawny rygor, narzucony przez regulacje.

Czy na początek wystarczy sprawny marketingowiec lub specjalistka od PR?

Powiedzenie za dużo w przypadku spółki giełdowej wiąże się z ryzykiem prawnym. Dlatego taka osoba przede wszystkim powinna mieć odpowiednią wiedzę z zakresu relacji inwestorskich. Nic nie stoi natomiast na przeszkodzie, aby osoba odpowiedzialna za komunikację z inwestorami, realizowała w spółce także inne zadania. Zwłaszcza jeśli mówimy o debiucie na rynku NewConnect, gdzie regulacje są łagodniejsze.

Zaznaczyłaś, że prowizję otrzymujecie wtedy, gdy z sukcesem wprowadzicie spółkę na giełdę. Czy na tym się kończy Wasza współpraca?

Pozostajemy w regularnym kontakcie z takimi spółkami, gdyż bardzo chętnie towarzyszymy im w dalszych etapach życia giełdowego. Takie wsparcie jest im potrzebne.

Na czym ono polega?

Czasem rozmawiamy o tym, jak spółki prowadzą komunikację, jaki feedback otrzymują od inwestorów. My też dzielimy się tym, co słyszymy od inwestorów na temat danej spółki i jej komunikacji. Nasze uwagi mają pomóc firmie w zoptymalizowaniu tego, jak mówi o swojej giełdowej aktywności.

Często spółki wracają do nas, gdy chcą pozyskać dodatkowy kapitał. Ponieważ dobrze znamy daną firmę, to wiemy, jakie rozwiązania będą dla niej najlepsze. Czasem bywa tak, że któryś z akcjonariuszy chce wyjść z części inwestycji. I to też jest nasze zadanie, aby połączyć akcjonariusza z inwestorami, gotowymi do powiększenia swojej ekspozycji na daną spółkę. To my – jako biuro maklerskie – pośredniczymy także w emisji obligacji do inwestora publicznego. Tych interakcji jest więc całkiem sporo.

Masz już duże rynkowe doświadczenie, współpracowałaś z niejedną spółką. Powiedz więc, jak reagują dotychczasowi inwestorzy na wieść, że founder, z którym współpracują, chce wejść na giełdę?

Często inwestorzy już na etapie wejścia do spółki deklarują, że jedną z opcji wyjścia ze spółki będzie debiut giełdowy. Ale to nie wszystko: fundusze nieraz same namawiają founderów do giełdowego debiutu na początku lub w trakcie trwania inwestycji. W ten sposób chcą zwiększyć transparentność spółek ze swojego inwestycyjnego portfolio.

Ale są też inne przypadki. Jeżeli w strukturze akcjonariatu mamy mniejszych udziałowców, którzy wchodzą do startupu na bardzo wczesnych etapach i dysponują relatywnie niedużym kapitałem, to trzeba z nimi rozmawiać i tłumaczyć, z czym wiąże się debiut na giełdowym parkiecie. Celem takiej rozmowy jest dostarczenie informacje do podjęcia decyzji, czy w momencie takiego debiutu będą chcieli wyjść ze spółki – czy też pozostać w niej i czekać na dalszy wzrost wartości.

Dlatego nie ma jednoznacznej odpowiedzi na Twoje pytanie. Jeśli struktura akcjonariatu jest rozdrobniona, to dyskusji na linii founder-inwestorzy będzie więcej.

I znów wracamy do motywu rozmowy.

Jeśli spółka ma partnerów biznesowych, to przede wszystkim musi z nimi rozmawiać. Jeśli spółka ma akcjonariuszy giełdowych, musi z nimi rozmawiać w formalny, ustrukturyzowany sposób. Jeśli mamy anioła biznesu, który wsparł nas na bardzo wczesnym etapie, bo w nas uwierzył – to też musimy z nim rozmawiać. Kluczem do wszystkiego jest rozmowa.

My jako biuro maklerskie możemy wesprzeć founderów w tym dialogu. Podpowiemy, w oparciu o swoje doświadczenie, jak się do takich rozmów przygotować, z czym się one wiążą oraz jak podejmować decyzje.

Nic tak nie przemawia do wyobraźni jak przykłady z życia wzięte. Case studies giełdowych startupów – które startupy w Twojej opinii wzorcowo wykorzystały debiut na warszawskim parkiecie?

Myślę, że właśnie  gaming jest ciekawą branżą, gdzie można poszukać sukcesów. Spójrzmy na 11 bit studios. Ten deweloper wchodził na NewConnect  wiele lat temu, bo w 2010 roku. Debiutowali jako spółka, która pozyskała mniej niż milion złotych na rozwój swoich gier. Na GPW weszli w 2015 roku. Po pięciu latach kapitalizacja wyniosła 1,5 miliarda złotych. Myślę, że to świetne success story.

Wprowadzaliśmy na giełdę Captor Therapeutics. Udało się im pozyskać sporo kapitału na rozwój swoich pomysłów i projektów biotechnologicznych. I też wracali na giełdę po kolejne finansowanie.

Podsumowując – jeśli jesteśmy zaprzyjaźnieni z giełdową ideą, to możemy osiągnąć spektakularny sukces.

Krisztina Bende jest doświadczonym bankierem inwestycyjnym w zakresie transakcji na rynku publicznym i prywatnym. Obecnie w ramach Bankowości Korporacyjnej i Inwestycyjnej PKO Banku Polskiego zarządza doradztwem finansowym w zakresie transakcji ECM, M&A i Corporate Finance w Biurze Maklerskim. Na przestrzeni lat z sukcesem prowadziła wiele transakcji w wielu różnych sektorach, w tym współpracując ze spółkami technologicznymi i biotechnologicznym, i często uwzględniające międzynarodowe aspekty transakcyjne. Wśród zrealizowanych transakcji są również te kluczowe dla polskiego rynku kapitałowego.

Rozmawiał: Przemysław Zieliński

Czytaj także: