Bałtyk to płytkie, a przez to bardzo wrażliwe na wpływ czynników zewnętrznych morze. Gdyby nie cieśniny duńskie, już dawno zamieniłoby się w jezioro. Ale w ostatnich latach, najprawdopodobniej ze względu na zmiany klimatu, z Morza Północnego dociera do “wewnętrznego morza UE” coraz mniej ożywczej, pełnej tlenu i soli wody. Dlatego w naszych wodach pływa np. coraz mniej dorszy – ryby bardzo wrażliwej na wahania zasolenia.
Beztlenowe pustynie
Tym, co mogłoby zmniejszyć problematyczność świeżych wlewów z Morza Północnego jest poprawa stanu rzek, które uchodzą do Bałtyku. Okazuje się, że od lat głównym problemem nie są już zanieczyszczenia ani z naszych domów, ani z przemysłu, ale z rolnictwa: nawozy azotowe i fosforowe sprawiają, że Bałtyk jest coraz bardziej “żyzny”. To z jednej strony wydaje się być dobrym zjawiskiem, bo przecież zwierzęta mają więcej pożywienia, ale tak nie jest, bo rozwijają się nie tylko rośliny żyjące na dnie morza, ale również te pływające na jego powierzchni. Glony te zabierają światło – spowalniają fotosyntezę i produkcję tlenu przez rośliny rosnące niżej. Dodatkowo udział tlenu w wodzie ogranicza rozkład glonów. W konsekwencji powstają obszary beztlenowe, a podwodna flora (i fauna) wymiera.Głównymi odpowiedzialnymi za “nawożenie” Bałtyku są kolejno Niemcy i Polska. Jak podaje WWF, tylko w 2010 r. trafiło 802 tys. ton azotu i ponad 32 tys. ton fosforu. Ta sytuacja sprawia, że już w tym momencie ponad 20% Bałtyku jest podwodną pustynią – przestrzenią bez zwierząt i roślin.
Namagnetyzowane ziarna potrzebują mniej nawozów
Jak wspomnieliśmy wcześniej, już nie przemysł, czy ścieki komunalne, ale rolnictwo stanowi główną przyczynę rozrostu glonów w Bałtyku. Startupy z branży AgriTech, takie jak np. BACTrem, MicrobePlus czy GreenFractal, opracowały produkty, które ograniczają problem zanieczyszczania Bałtyku fosforem i azotem w zarodku – już na polu uprawnym. W jaki sposób? Po prostu ograniczają konieczność ich stosowania.
Alternatywa, którą proponuje MicrobePlus, zwycięzca zeszłorocznej edycji EIT Food to biopreparaty (“probiotyki dla roślin”) wspomagające wzrost roślin i zapewniające ochronę przed szkodnikami. Produkty działające na bardzo podobnej zasadzie proponuje spin-out Uniwersytetu Warszawskiego, spółka BACTrem. W szczególności warto wspomnieć o linii produktów Biostim-H, które działają jak pestycydy, ale są bezpieczne dla środowiska: zawierają szczepy bakterii, które produkują naturalne bakteriocydy zwalczające bakterie patogenne roślin.
Kolejny startup z branży AgriTech, Green Fractal, rozwiązuje ten sam problem co BACTrem czy MicrobePlus – ogranicza konieczność stosowania nawozów syntetycznych – ale w inny sposób. Produkt spółki to ziarna, które wydadzą większy plon nie dzięki nawozom, ale poprzez “zanurzenie” ziaren w wiązce pola elektromagnetycznego. Według startupu, tak przygotowane ziarna mają dawać aż o 20% większy plon.
Rolę młodych, innowacyjnych spółek w ratowaniu Bałtyku dostrzegają również Wody Polskie. W odpowiedzi na nasze pytanie o to, w jaki sposób startupy mogłyby pomóc odpowiada Zastępca Dyrektora Departamentu Zarządzania Środowiskiem Wodnym tej instytucji, Joanna Sasal: – Startupy promujące innowacyjne rozwiązania w agrokulturze, pomagające ograniczyć ładunek biogenów trafiających do naszych wód lub rozwiązania technologiczne poprawiające jakość wód samego morz,a niewątpliwie pomogłyby Bałtykowi. Podobnie te, których zadaniem byłoby opracowanie rozwiązań służących efektywnemu wychwytywaniu zanieczyszczeń – np. odpadów stałych, z Bałtyku, w tym nieoznakowanych sieci widmo, które dryfują w toni wodnej, bądź zalegają zakotwiczone na dnie, stanowiąc zagrożenie dla całych ekosystemów morskich. Gospodarowanie wodami to sieć naczyń połączonych, dlatego działania związane ze wsparciem sektora rybackiego, rolniczego i gospodarki wodno-ściekowej w startupach pozwoliłyby nie tylko na poprawę stanu wód Bałtyku, ale również wód śródlądowych, co pokazuje, jak wiele korzyści mogą przynieść działania młodych przedsiębiorców realizowane właśnie w tych obszarach.
Szkodliwe glony? Zdrowe glony!
W trakcie naszej rozmowy pracowniczka Akwarium Gdyńskiego wspomniała o obiecującym projekcie, który może sprawić, że obecność glonów w Bałtyku nie będzie już tak dużym problemem: – Sinice są zagrożeniem dla naszego morza, ale mało kto wie, że one mogą również uratować świat. Przed głodem. W tym momencie komercyjnie wykorzystuje się je w dietetyce (spirulina), ale mogłyby one stanowić składnik żywności: są tanie, szybko rosną i nie wymagają specjalistycznej uprawy. Słyszałam o pomysłach na właśnie takie wykorzystanie sinic. W takiej sytuacji zbieranie glonów z powierzchni morza stałoby się po prostu opłacalne.
Podwodny kosz na śmieci
Na koniec musiałyśmy porozmawiać również o plastiku – w końcu temat ryb i ptaków duszących się plastikowymi odpadami, regularnie trafia na czołówki gazet na całym świecie. Jak dużym problemem dla polskiego morza jest ten rodzaj odpadu?
– Jest to ogromny problem, to nie tylko kwestia Pacyfiku, ale również naszego morza. To nie jest tak, że gdy mieszkamy sobie nad Bałtykiem, to problem plamy pacyficznej nas nie dotyczy; zdarza się na przykład, że odpady z polskimi etykietami znajdowane są na wyspach śmieci na Oceanie Spokojnym. Jestem więc przekonana, że bałtyckie zwierzęta morskie umierają z powodu plastiku, tylko nikt tego jeszcze tak dokładnie nie zbadał, jak w przypadku Pacyfiku.
W naszej rozmowie Grażyna Niedoszytko wspomina o jednym z rozwiązań tego problemu o “morskim śmietniku”, Seabinie: – Pojemnik zamontowany jest w marinie w Gdyni. W tym momencie 860 Seabiny znaleźć można na Pacyfiku, Oceanie Indyjskim, jak i na Atlantyku. Łącznie dziennie wyłapują 3 612 kilogramów odpadów. Jak działa ten nietypowy kosz na śmieci? Jego górna część znajduje się równo z taflą wody, reszta zanurzona jest w wodzie. Co ważne, zbiera nie tylko stałe odpady, ale również frakcje olejowe, które mogą wyciec ze statków. I dodaje: – Myślę, że warto wspomnieć, że nie mielibyśmy w Gdyni Seabina, gdyby nie pomysł i determinacja jednej osoby, Ewy Gajewskiej, która chciała pomóc nam chronić Bałtyk. Zbierała pieniądze sprzedając wykonane przez siebie bransoletki z odpadów zebranych z Bałtyku. W ten sposób zebrała na środki wystarczające na zakup podwodnego kosza na śmieci.
źródło: https://seabinproject.com/.
Nierówna walka
Problemem pozostaje mikroplastik: jego wpływ na zwierzęta w Bałtyku nie jest zbadany, ale z pewnością nie odbiega znacząco od tych, które są gromadzone dla innych akwenów. Z mikroplastikiem walczy się bardzo trudno, bo tak drobnej frakcji nie są w stanie wyłapać instalacje w oczyszczalniach. Jedyne co możemy zrobić, to ograniczać jego wykorzystanie. Jak to zrobić? Podpowiada nasza rozmówczyni: – Powinniśmy czytać etykiety, w szczególności kosmetyków: past do zębów, peelingów, bo to w nich bardzo często składnikiem jest są mikroplastik.I dodaje: – Powinniśmy się nim zainteresować nie tylko ze względu na ochronę środowiska, ale również na nasze zdrowie: on wraca do nas, nie zostaje w morzu. Jest w deszczu, w rybach. Naukowcy znaleźli go nawet w smółce noworodków.