Korporacje i duże firmy wycofują się z pracy zdalnej? Czy to szansa dla startupów?

Dodane:

Damian Jemioło, redaktor MamStartup.pl Damian Jemioło

Korporacje i duże firmy wycofują się z pracy zdalnej? Czy to szansa dla startupów?

Udostępnij:

Apple, Tesla, Google i wiele innych gigantów wycofuje się rakiem z pracy zdalnej. Korporacje i duże firmy nierzadko uskarżają się na home office i stają na głowie, żeby udowodnić, że ich pracownicy wolą działać w biurze. Jednak czy na pewno tak jest? I czy jest tu szansa dla startupów, żeby pozyskać doświadczonych pracowników?

Koniec z pracą zdalną u gigantów?

Japońsko-amerykański politolog Francis Fukuyama w 1992 r. ogłosił koniec historii. 30 lat później wielkie korporacje ogłaszają… koniec pracy zdalnej. Jednak w obu przypadkach rzeczywistość jest ciut bardziej skomplikowana. Apple, Astra Zeneca, Google, Tesla i wiele innych korporacji chce powrotu swoich pracowników do biur. Choć te 3 pierwsze podchodzą do tego w nieco łagodniejszy sposób – przechodząc na formę hybrydową. 2 razy w tygodniu praca zdalna, pozostałe 3 dni w biurze.

Posłuchaj podcastu:

Gdzieś już jednak podobne historie słyszeliśmy, prawda? O końcu pracy zdalnej i natychmiastowym powrocie pracowników do biur dowiadywaliśmy się już w marcu 2021 r. W zasadzie od wybuchu pandemii koronawirusa słyszymy, że firmy już teraz, już za momencik narzucą wszystkim pracę stacjonarną. Deadline był jednak wielokrotnie przesuwany, a i same nakazy niekoniecznie spotykają się z entuzjazmem.

Niedawno było głośno o mailach Elona Muska, skierowanych do menedżerów Tesli. Pisał w nich, że ci mają powrócić do swoich biur i być tam minimum 40 godz. tygodniowo, albo odejść. Maile „wyciekły” do sieci i wywołały niemałą burzę.

Co się zaś tyczy Apple to początkowo zakładało, że pracownicy będą działać z biura 3 razy w tygodniu, to szybko wycofało się z tego pomysłu. Korporacja zaproponowała 2 dni stacjonarnej pracy, bo spotkała się z niemałym oporem. To jednak nie przyniosło oczekiwanych rezultatów, bo pracownicy firmy zbierają podpisy pod petycją, która ma trafić do samego Tima Cooka – CEO spółki.

To zresztą nie pierwsza próba przyciągnięcia pracowników z powrotem do biur przez korporację. Już w czerwcu 2021 r. tego próbowano, ale szybko się wycofano, kiedy wśród zespołu zaczęło przybywać zakażeń koronawirusem. Co takiego sprawia, że korporacje obrażają się na pracę zdalną i to pomimo oporu pracowników?

Pracę zdalną w latach 20. XXI wymusił koronawirus

I tu przechodzimy do sedna sprawy – boom pracy zdalnej na przełomie 2019–2020 r. „zawdzięczamy” pandemii koronawirusa. Wówczas to wiele firm zdecydowało się umożliwić swoim pracownikom home office. Oczywiście, mówimy o tych branżach, gdzie było to możliwe. Trudno, żeby pracownicy fabryk zabrali ze sobą halę produkcyjną i skręcali wózki elektryczne czy silniki samolotów w swoich garażach.

Jednak sporą niechęć do home office u firm, czy samych pracowników, którzy wówczas pierwszy raz w życiu pracowali zdalnie, wywołała właśnie pandemia koronawirusa. Wiele publikacji, które wskazywały, że Polakom zdalnie pracuje się źle, nie były podyktowane samym home office, a izolacją, niepewnością, cięciami budżetowymi, brakiem odpowiednich warunków do pracy czy dodatkową opieką nad dziećmi, które przecież też zostawały w domach.

Raporty pokazują, że ludzie chwalą sobie home office

Kiedy jednak obostrzenia epidemiologiczne zelżały, okazało się, że elastyczniejsze podejście do pracy jest jednak milej widziane. Potwierdza to np. raport „Hybrid Ways of Working Global Report”, opracowany przez Jabra. Wynika z niego, że 63% respondentów preferuje pracę hybrydową. Jak wskazują przebadani – możliwość decydowania o miejscu i czasie pracy pozytywnie wpływa na ich samopoczucie, satysfakcję i produktywność.

Interesujący z tego punktu widzenia jest też raport opracowany przez No Fluff Jobs. Mowa tu o: „Praca zdalna i hybrydowa w IT”. Wynika z niego, że najwyższy odsetek pracowników IT, którzy działają zdalnie, jest w Polsce (74,6% przebadanych). A co więcej – aż 96% specjalistów i specjalistek IT chce pracować w całości zdalnie lub hybrydowo. Z czego 55,8% wolałaby działać tylko w trybie home office. Po raz kolejny pokazuje to, że pracownicy zwyczajnie nie chcą sztywnego traktowania, a wolą mieć więcej swobody.

Jest jednak więcej powodów, dla których zwłaszcza korporacje i duże firmy tak niechętnie patrzą na home office czy pracę hybrydową. A mianowicie – biura i potrzeba kontroli nad pracownikami.

– Część przyczyn, dla których korporacje i duże firmy oczekują powrotu pracowników do biur, obejmuje inwestycje przeznaczone na przestrzenie biurowe lub obowiązujące umowy najmu. To sprawia, że wiele firm i ich inwestorów chce po prostu „zagospodarować” te przestrzenie. W ostatnich badaniach Wall Street Journal potwierdza tezę związaną z nadmierną ilością przestrzeni biurowych w Stanach Zjednoczonych. Wystarczy spojrzeć np. na nowoczesne biuro jednej ze znanych wszystkim firm w Dolinie Krzemowej (jego koszt szacuje się na 5 mld dolarów). Sądzę, że takim firmom ciężko sobie wyobrazić, aby takie biura były puste – mówi Nadia Harris, founderka remoteworkadvocate.com.

Firmy chcą pracowników w biurach, bo im nie ufają?

Jak wskazuje Nadia Harris, problemem jest też brak zaufania do pracowników.

– Wiąże się to z błędnym przekonaniem, że pracownik wypełnia swoje obowiązki tylko wtedy, gdy jest na oku przełożonego. Jest to błędne podejście będące rezultatem wcześniejszej praktyki. Często jest tak, że menedżerowie odczuwają dyskomfort związany z brakiem wpływu na pracowników, których nie widzą. Nie są pewni jak zarządzać rozproszonym zespołem oraz egzekwować realizację obowiązków – dodaje founderka remoteworkadvocate.com.

To jednak często nie zgadza się z badaniami i ankietami zew. podmiotów. Nawet wcześniej przytaczane raporty pokazują, że pracownicy bardziej cenią sobie pracę, w której warunki są elastyczniejsze. Oczywiście – w jakichś konkretnych firmach te kwestie mogą nie znajdować zastosowania i praca zdalna czy hybrydowa jest mniej produktywna. Tylko pytanie, czy jest to wina samego modelu, czy źle ułożonego procesu lub niedoświadczonych w home office menedżerów?

W końcu niektóre organizacje w ogóle decydują się na przejście na tzw. remote-first, całkowicie porzucając pracę stacjonarną. Mowa tutaj np. o GetResponse.

Home office – nie wszędzie możliwe?

Oczywiście – są też osoby, którym zwyczajnie lepiej pracuje się stacjonarnie. Wynikać to może z różnych kwestii. Tacy pracownicy mogą nie mieć wystarczających warunków do home office, są bardzo ekstrawertyczne i potrzebują więcej kontaktu twarzą w twarz albo preferują taki model z jeszcze innych powodów. Przydałoby się zatem podejście bardziej elastyczne, choć może to być trudne do pogodzenia z umowami najmu. Może zatem zamiast biura w olbrzymim wieżowcu, lepszym pomysłem jest cowork?

– Jeszcze inny powód jest taki, że technologie wypracowywane w niektórych firmach dotyczą fizycznych produktów. Możemy mieć software dewelopera, który programuje stronę internetową, ale też osobę, która pracuje z fizycznym produktem. Z własnych obserwacji mogę wskazać, że takie firmy zwykle oczekują obecności w biurze. Jednak i to można oczywiście uelastycznić, ale potrzeba po prostu więcej dobrej woli, której w wielu najwyraźniej brak – mówi Nadia Harris.

Firmy, które nie decydują się na pracę zdalną realnie tracą talenty

Organizacje, które ograniczają pracę zdalną, często realnie zamykają się na talenty. Dobrze widać to na przykładzie Apple, które z powodu forsowania pracy stacjonarnej, straciło niedawno Iana Goodfellowa, dyrektora ds. uczenia maszynowego. Ten odszedł z Apple właśnie z powodu konieczności wrócenia do biura. Obecnie Goodfellow pracuje w DeepMind – spółce należącej do Alphabet Inc. (Google).

To, nawiasem mówiąc, dość ciekawe, że korporacje i koncerny, które zamykają się na pracę zdalną w swoich głównych spółkach, często decydują się na większą elastyczność w ich pomniejszych podmiotach i startupach.

Wracając jednak do tematu – przykład Goodfellowa pokazuje, że są osoby, dla których elastyczność jest tak ważna, że zrezygnują ze świetnego stanowiska w dużej marce. A problem w tym, że ograniczanie pracy zdalnej czy hybrydowej utrudnia szybkie wypełnienie wakatu. Łatwo znaleźć pakowacza, ale trudniej dyrektora AI. Kwestia ta jest o tyle ważna, że dla młodszych pokoleń, tj. generacji Z, sama marka nie jest już wystarczającą zachętą. To pokolenie, które mocno ceni sobie dobre warunki, wartości i jest antyautorytatywne.

Praca zdalna czy hybrydowa pomaga w work-life balance

– Firmy odrzucające pracę zdalną czy hybrydową nierzadko mają problemy z pozyskaniem pracowników (nie tylko w branży IT!). Mierzą się też z negatywnymi skutkami związanymi z retencją pracowników, spadkiem zaangażowania czy wskaźnika diversity&inclusion. W końcu zamykając się na pracę zdalną, ograniczają po prostu szansę na pracę osobom z niepełnosprawnościami. Nie wspominając już o pracownikach z innych kręgów kulturowych – mówi Nadia Harris.

Founderka remoteworkadvocate.com wskazuje także na negatywny wpływ na work-life balance pracowników.

– Tutaj muszę się zatrzymać, bo już niebawem w Polsce, jak i całej Unii Europejskiej, odczujemy efekty dyrektywy work-Life balance, która niejako nakłada na pracodawców konieczność udzielenia pozwolenia na pracę zdalną w konkretnych przypadkach (opieka nad dzieckiem lub osobą starszą). Z tego też powodu często ze zdumieniem patrzę na europejskie organizacje zakazujące pracy zdalnej co do zasady, bo wiem, że ich oświadczenia za chwilę będą po prostu w sprzeczności z tymi przepisami – komentuje Nadia Harris.

Gdzie w tym wszystkim szansa dla startupów?

Skoro niejedna duża firma czy korporacja ma problem z utrzymaniem, czy pozyskaniem pracowników z powodu ograniczeń związanych z pracą zdalną, to przed startupami otwiera się spora szansa. Dobrym przykładem jest Ian Goodfellow, który porzucił stołek w Apple na rzecz pracy w startupie – owszem, sporym i będącym częścią korporacji Alphabet Inc., ale jednak startupie.

Nie ma co ukrywać, że pod względem warunków pracy projekty startupowe mało kiedy mogą konkurować z korporacjami. Często nie stać ich na różne benefity pracownicze, które zapewniają najwięksi. Częściej też decydują się na pracę w coworku niż giganci. Jednak są pewne aspekty, które startupom wychodzą lepiej, a jest nim elastyczność.

Nowe, młode spółki często „nie mogą wybrzydzać”. Mało który founder zrezygnowałby z pozyskania wykwalifikowanego pracownika, tylko dlatego, że ten chce pracować zdalnie. Dla takiego startupu to nawet mniejszy koszt, bo nie trzeba dodatkowo opłacać wynajmu przestrzeni biurowej. Dlatego możliwe, że koniec pracy zdalnej okazał się przedwcześnie ogłoszony (o ile kiedykolwiek realnie on nastąpi) i albo zyskają na tym bardziej elastyczne podmioty, albo giganci wycofają się ze swoich decyzji. Zresztą, nie wszyscy idą taką drogą jak Apple czy Google, albo w ogóle twardo trzymają się pracy stacjonarnej, jak Tesla.

– Osobiście znam wiele dużych firm, które bardzo postępowo podeszły do pracy zdalnej bądź hybrydowej. To organizacje, które w ciągu ostatnich 2 lat szybko podążają za zmianami mającymi miejsce na globalnych rynkach. Ze względu na poufność nie mogę wskazać firm, z którymi pracowałam, ale to w zasadzie giganci z branży bankowości, medycznej czy architektonicznej. Myślę, że świat ciągle krąży wokół pytania „gdzie” pracować, zamiast odpowiedzieć sobie na to „jak” i „nad czym” będziemy pracować za 5–10 lat. Firmy, które to już zrozumiały niewątpliwie cieszą i będą się cieszyć przewagą konkurencyjną na rynku oraz pracownikami o najlepszych kompetencjach na skalę światową. Pamiętajmy, że praca zdalna to nie tylko home office lokalnych pracowników, ale możliwość zatrudniania ludzi na całym świecie. Także na podstawie umowy o pracę. Szansa dla startupów jest ogromna, ponieważ swoją innowacyjnością mogą pozyskać doskonałych ekspertów, którzy z pasją wyniosą ich firmy na wyżyny biznesu – przekonuje Nadia Harris.