Jakub Sobczak to dyrektor marketingu w Grupie Blix, marketer z 14-letnim doświadczeniem w uznanych firmach z sektorów FMCG (Danone, PepsiCo), OTC (GlaxoSmithKline) oraz Tech (Glovo). Swoją pasją i wiedzą nt. evidence-based marketingu oraz zarządzania zespołem dzieli się na blogu omarketingu.pro i swoim profilu na LinkedInie, a także świadcząc usługi konsultingowe i rekrutacyjne szybko rozwijającym się organizacjom. Co-founder L+ app, marketplace’u dla szkół jazdy w modelu SaaS. Na początku roku na LinkedInie podzielił się swoimi doświadczeniami z zakładania i rozwoju swojego pierwszego startupu L+. Startupu, z którego rozwoju zrezygnował i obecnie poszukuje kupca lub osoby zainteresowanej przejęciem projektu. Skąd taka decyzja?
Nie szukaliśmy pomysłu na siłę
Ile nieprzespanych godzin kosztował Cię projekt pod nazwą L+?
L+ nigdy nie był aż tak konsumującym projektem, żeby powodować u nas, founderów, nieprzespane noce. Mieliśmy swoje etaty i nie ryzykowaliśmy karierą czy majątkiem. Być może gdyby było inaczej, nasza determinacja byłaby na jeszcze wyższym poziomie, ale też nie uważam, żeby nam jej brakowało i żeby był to czynnik decydujący o braku sukcesu.
Masz satysfakcjonującą pracę. Renomę na rynku. Dużo zajęć. Skąd więc potrzeba mierzenia się z kolejnym, tak poważnym wyzwaniem jak budowanie własnego startupu?
Na pewno nie szukaliśmy pomysłu na siłę. Własny startup nigdy nie był marzeniem samym w sobie, zarówno u mnie, jak i u Piotra Kohuta, z którym zakładałem L+. Idea przyszła do nas sama: obaj dość późno robiliśmy kurs na prawo jazdy i Piotr zwrócił uwagę jak bardzo nieefektywny był to proces. Po krótkim researchu okazało się, że rynek jest całkiem spory, a jednocześnie w niskim stopniu zdigitalizowany. Do tego posiadaliśmy komplementarne kompetencje. Ja miałem doświadczenia z marketingiem i sprzedażą, Piotr zaś jest ekspertem od designu i produktów cyfrowych, więc wszystko wyszło bardzo naturalnie. Może była to chęć odmiany, zbudowania czegoś od zera? Trudno powiedzieć.
Co straciliśmy my – Twoi potencjalni klienci, użytkownicy – na zamknięciu L+?
Tu małe sprostowanie. Projekt nie jest jeszcze zamknięty, wciąż prowadzimy rozmowy z potencjalnymi kupcami lub osobami, które mogłyby przejąć projekt w zarządzanie w zamian za udziały. Gdyby jednak to się nie udało, użytkownicy straciliby szansę na platformę, która pomogłaby im w przejściu przez cały proces zdobywania prawa jazdy. Chcieliśmy dać dostęp kursantom do pełnej oferty szkół w danym mieście, którą mogliby filtrować po opiniach, cenie czy nawet odległości od miejsca zamieszkania, a następnie umożliwić zapis na kurs bez podnoszenia się z kanapy. Obecnie wymaga to najczęściej wycieczki do biura, które bywa otwarte na przykład 2 dni w tygodniu przez 3 godziny. Następnie prowadzilibyśmy użytkowników przez cały proces zapisu. Docelowo zamierzaliśmy umożliwić realizację kursu teoretycznego na naszej platformie, ustawianie kolejnych spotkań praktycznych, kontakt ze szkołą czy instruktorem, a następnie zapis na egzamin. Wierzyliśmy, że dzięki przełożeniu tych wszystkich elementów do smartfonu – naturalnego środowiska dzisiejszych 18-latków, którzy stanowią większość klientów szkół – chętniej będą oni sięgać po kurs na prawo jazdy. Dla samych ośrodków szkolenia miało to przynosić większą liczbę zadowolonych klientów, a także oszczędność czasu i lepszą kontrolę biznesu dzięki dedykowanemu systemowi CRM. Jesteśmy pewni, że w końcu ktoś zdigitalizuje ten rynek w podobnym modelu, tak jak dzieje się to już w niektórych krajach Europy Zachodniej.
Kilka rzeczy zrobiłbym pewnie inaczej
Czujesz ochotę cofnąć czas, wprowadzić korektę w swoje działania dotyczące zarządzania startupem czy pozyskiwania funduszy?
Nie, raczej nie. Jestem szczęśliwy tu, gdzie jestem, akceptując cały bagaż doświadczeń – zarówno pozytywnych, jak i tych, które mnie czegoś nauczyły. Dowiedziałem się dużo o sobie, o prowadzeniu biznesu czy też o rozmowach z inwestorami. Bardzo cenię sobie te lekcje. Kilka rzeczy zrobiłbym pewnie inaczej, np. próbował znaleźć wcześniej co-foundera od sprzedaży, typowego „hustlera”, ale łatwo jest o tym mówić teraz, z perspektywy czasu i tych wszystkich doświadczeń.
Wspominasz, że budowanie startupu nie jest pracą po godzinach. Nie żałujesz, że nie poszedłeś na całość, nie rzuciłeś wszystkiego i nie poświęciłeś się w pełni, tak na 110%, L+?
Tak jak wspomniałem wcześniej, jestem bardzo zadowolony z miejsca, w którym obecnie się znajduję i wierzę, że doświadczenia z L+ również się do tego przyczyniły. To między innymi dzięki L+ zainteresowałem się bardziej światem startupów. Zdecydowałem się obrać nieco inny kierunek kariery, zamieniając dojrzałe organizacje FMCG na szybko rozwijające się firmy technologiczne. I chyba mimo wszystko lepiej czuję się jako ekspert i lider w swojej dziedzinie, marketingu, niż jako przedsiębiorca o bardziej ogólnym profilu.
W swojej analizie doświadczeń z L+ zwracasz uwagę na otoczenie gospodarcze w Polsce. Podkreślasz na przykład krótkowzroczność MSP w podejmowaniu decyzji o biznesowej współpracy. Myślisz, że w innym kraju L+ miałby łatwiej na starcie?
Rzeczywiście, zwróciłem na to uwagę. Podkreśliłem też, że mam tu na myśli MŚP z bardziej tradycyjnych branż, jaką zdecydowanie są szkoły jazdy. Jednocześnie zaznaczam, że nie wrzucałbym wszystkich do jednej szuflady. Rozmawialiśmy też z ośrodkami, które rozumiały, że to inwestycja w przyszłość i że może być tak, że na pierwszego kursanta z L+ trzeba będzie chwilę poczekać. Trudno mi powiedzieć czy w innych krajach byłoby łatwiej. Być może były prowadzone jakieś międzynarodowe badania nt. otwartości na innowacje w tym sektorze, ale ja na takie nie trafiłem.
Istotna pokora
Na ile w budowaniu L+ przydało Ci się Twoje marketingowe doświadczenie? A może odwrotnie, było ono w jakimś stopniu przeszkodą?
Moje marketingowe doświadczenie było raczej pomocne, choć na co dzień zarządzałem raczej wielomilionowymi budżetami reklamowymi, a nie zastanawiałem się, jak generować wzrost przy minimalnych inwestycjach. Pomogło mi ono jednak w budowaniu strategii, strukturyzowaniu planów, tworzeniu P&La czy też prezentacji sprzedażowych. Z drugiej strony korporacje niekoniecznie uczą takich umiejętności jak SEO czy ustawianie kampanii performance, ale z fundamentami zdobytymi przez 10 lat pracy w marketingu było mi łatwiej przyswoić taką wiedzę. Istotna była tutaj pokora i otwartość na doświadczenia innych, którzy byli skłonni poświęcić nam czas na konsultacje w tych obszarach.
A teraz odwrotne pytanie: jak w swojej pracy w Blixie zamierzasz wykorzystać doświadczenie nabyte przy budowaniu L+?
To, co na pewno przełoży się na moją pracę w Blixie to większa świadomość biznesowa. Konkretniej, lepsze zrozumienie perspektywy właścicielskiej czy inwestorskiej, co przekłada się na poczucie odpowiedzialności za wynik i efektywne zarządzanie powierzonym budżetem. Na pewno pomogą mi też doświadczenia z pracy przy rozwoju produktu. Również w Blixie ta współpraca jest bardzo bliska. Trudno za to znaleźć mi bezpośrednie przełożenie, jeżeli chodzi o umiejętności twarde, czysto marketingowe. Może jedynie świadomość jak mocno różni się tutaj podejście w zależności od skali czy poziomu dojrzałości organizacji.
Autorefleksja niezbędna do samorozwoju
Dlaczego nie miałeś obaw, aby publicznie i wprost pisać o swojej biznesowej porażce?
Generalnie nie mam obaw przed przyznawaniem się do porażek. Uważam, że autorefleksja to umiejętność niezbędna do samorozwoju. Mam jednak wrażenie, że w Polsce wciąż unika się mówienia na ten temat. Lubię słuchać podcastów dotyczących szeroko pojętej przedsiębiorczości i już kilka razy słyszałem w nich, że w Stanach Zjednoczonych founder z biznesową porażką na koncie jest postrzegany przez inwestorów lepiej niż osoba, która zakłada biznes po raz pierwszy. Przypuszczam oczywiście, że musi towarzyszyć temu jakaś autorefleksja, niemniej uważam, że ma to jak najbardziej sens. Napisałem o tym post na LinkedInie właśnie dlatego, że chciałbym dołożyć cegiełkę do zmiany tej mentalności w Polsce, a także dlatego, że świat startupów bywa idealizowany. Mam nadzieję, że pomogłem rzucić na niego nieco inną perspektywę.
Pewnie pomogło mi też to, że nigdy nie definiowałem się przez L+. Owszem, był moment, kiedy chciałem poświęcić się w pełni temu projektowi, ale chyba zawsze czułem się przede wszystkim marketerem, niekoniecznie przedsiębiorcą czy startuperem.
Czy takie doświadczenie startupowe może być pomocne przy budowaniu marki osobistej?
Dzięki L+ mogę powiedzieć, że miałem okazję pracować w organizacjach na każdym etapie rozwoju. Od startupu, przez scale-upy (Glovo, Blix), aż po dojrzałe firmy (Danone, PepsiCo, GSK). Myślę, że to wzmacnia moją wiarygodność jako marketera czy lidera. Sam post mógł dodać mi również nieco autentyczności w oczach moich czytelników, przy okazji uświadamiając większość z nich o istnieniu takiego projektu. Budowanie marki osobistej oczywiście nie było jednak w żaden sposób celem stojącym za założeniem L+.
Masz dość? L+ to Twoje ostatnie podejście do startupów?
Trudne pytanie. Nie mówię nie, bo budowanie czegoś od zera ma w sobie coś ekscytującego i przynosi dużo satysfakcji. Z drugiej strony, pracując w scale-upach takich jak Blix czy wcześniej Glovo, również mam okazję doświadczać startupowej dynamiki wzrostów, dużej decyzyjności czy udziału w kształtowaniu kultury organizacyjnej, nie martwiąc się o płynność finansową. Trudniej byłoby mi chyba obecnie wrócić do korporacji niż zakładać swój start-up. A gdyby już do tego doszło, na pewno zrobiłbym to lepiej, bogatszy o doświadczenia L+. Póki co, nigdzie się nie wybieram. Jestem szczęśliwy w Blixie i zamierzam zostać tutaj na dłużej.
Czytaj także:
Firma chyli się ku upadkowi? Oto, co możesz zrobić, gdy wiesz, że padniesz
Jeszcze w marcu twierdzili, że będą decacornem. Dziś zwijają interes – powody upadku Deor
3 błędy, które popełniają początkujący przedsiębiorcy. Podsumowanie Firmamentu