Pokaż T1, coś ty za jeden
Według oficjalnych danych i materiałów w przedsprzedaży złożonych wiosną 2025 r., T1 ma:
- Android 15, ekran 6,78″ AMOLED z odświeżaniem 120 Hz
- 12 GB RAM, 256 GB pamięci (rozszerzalnej o microSD)
- Trzy aparaty: główny 50 MP plus dwa czujniki po 2 MP
- Bateria 5 000 mAh z szybkim ładowaniem (20 W lub wg niektórych źródeł 33 W i ładowanie bezprzewodowe)
- Czytnik linii papilarnych pod ekranem, AI Face Unlock, USB‑C, jack 3,5 mm
A to wszystko w cenie 499 dolarów.
„Made in USA” – czyżby?
Trump Mobile deklaruje, że T1 jest produkowany i składany w USA. A dokładniej – w Alabamie, Kalifornii oraz na Florydzie. Jednak eksperci branżowi i media szybko podważyli te twierdzenia. W kraju brakuje bowiem fabryk produkujących AMOLED-y, chipy, moduły AI, co — zdaniem specjalistów — czyni produkcję w USA nierealistyczną w horyzoncie krótszym niż 5 lat . Dodatkowo, analitycy, w tym z „The Verge” i Max Weinbach, wskazują, że T1 to prawdopodobnie odmieniona wersja chińskiego REVVL 7 Pro, produkowanego przez Wingtech, sprzedawanego w USA za ok. 250 dolarów.
Smartfonowy wyścig
Aby mieć jeszcze pełniejszy obraz możliwości T1, warto porównać go z tym, co swoim użytkownikom zapewnia konkurencja. W zestawieniu z iPhone’m 16 Pro Max (jego premiera spodziewana jest jesienią tego roku), iPhone ma OLED, lepszy chipset (A‑seria), zaawansowane aparaty i bardziej rozbudowany ekosystem aplikacji. Ale w ślad za tym idzie też wyższa cena. Wyższa, bo wynosząca 1200 dolarów, czyli ponad dwa dwa razy więcej.
T1 z kolei oferuje solidne średniaki: 120 Hz ekran, 12 GB RAM, jack 3,5 mm — rzadko spotykany dziś — w zamian za niższą cenę. Ale w ślad za tym idą konkretne ustępstwa na rzecz jakości sprzętu. Krytycy wytykają przede wszystkim:
- brak jasności co do chipsetu,
- aparat główny to tylko 50 MP bez znanych sensorów,
- niepewność co do jakości wykonania i marki OEM.
Oni już mieli
Przejrzeliśmy strony amerykańskich serwisów technologicznych, by dowiedzieć się, co T1 sądzą dziennikarze czy eksperci, którzy mogli z bliska przyjrzeć się smartfonowi. I jaki jest ich werdykt?
- Wired: „brak rzeczywistych zdjęć urządzenia, podejrzane rendery, a strona produkcyjna wygląda amatorsko”
- Notebookcheck: „problemy z zamówieniami, błędne opłaty, brak potwierdzeń wysyłki podczas preorderu”
- Tom’s Guide: „zniechęca jakość aparatu, potencjalnie słaby stosunek cena/jakość”
- Petapixel: „specyfikacja brzmi dobrze, ale brakuje jasności co do OEM oraz faktycznych dostawców”
Czyli, podsumowując – szału nie ma.
A co będą mieć użytkownicy?
Nie brakuje opinii, że T1 to raczej polityczny gadżet i działanie z obszaru marketingu patriotycznego, w którym Trump i jego ekipa odnajdują się całkiem dobrze. Tym samym, uprawnione jest zdanie, że kupując T1 nie tyle myślimy o funkcjonalności, co bardziej o zamanifestowaniu swojego poparcia urzędującemu prezydentowi USA.
Czy za elektryzującą opcję można uznać powrót jacka 3,5 mm, slotu microSD i radia? Pewnie część użytkowników ze słabością do retro urządzeń może czuć się skuszona. Tyle czy za taką nostalgiczną podróż w czasie zechcą zapłacić 499 dolarów? Decydując się na T1, zyskujemy też – jako amerykańscy konsumenci – mobilną usługę pod nazwą „47 Plan”, która zapewnia nam telemedycynę i pomoc drogową. To może być kuszące, tyle że podobne aplikacje ze świadczeniami są dostępne u innych MVNO. I to za o wiele bardziej przystępną stawkę, wynoszącą między 25 a 30 dolarów.
Smartfonowe expose
Trump T1 to głównie polityczno-patriotyczny produkt brandingowy — specyfikacja wygląda solidnie, ale brak transparentności co do producenta i faktycznej produkcji budzi wątpliwości.
To dobry case: ważne, by rozważyć, co stoi za hype’em i patriotycznym marketingiem i nie dawać się zwieść „wartości patriotycznej” bez realnej substancji technologicznej. Można spodziewać się, że już wkrótce linkedinowi influencerzy będą nam ten case rozkładać na czynniki pierwsze.