Tymczasem droga większości przedsiębiorców jest trudna i wyboista. Czasami pokonują ją w pojedynkę, a czasami ze wsparciem funduszu venture capital. I między innymi o wsparcie udzielane startupom przez SpeedUp pytam mojego rozmówcę. Pytam również o liczbę projektów, w które SpeedUp Energy Innovation zaangażował się w ostatnim czasie.
– W zeszłym roku zainwestowaliśmy w jedną spółkę, w tym roku w dwie, a przygotowujemy się do kolejnych transakcji. Mogę więc powiedzieć, że tempo wzrostu jest duże – wyjaśnia Bartek Gola, partner zarządzający funduszem.
I właśnie to tempo jest interesujące, bo można by spodziewać się, że skoro mamy pandemię, to inwestycji będzie mniej. Tymczasem jest odwrotnie. Dlaczego?
Każdy fundusz VC zawierany jest na jakiś czas i działa według określonego harmonogramu, a co za tym idzie, jest aktywny inwestycyjnie w pewnym okresie. My w zeszłym roku byliśmy z Energy Innovation na początku drogi. Teraz zbieramy efekty pracy. To naturalny proces, którego koronawirus istotnie nie spowolnił.
Mimo to słyszy się, że pieniądze z VC są droższe i trudniej dostępne.
Uważam inaczej. W inwestycjach typu venture capital nie liczą się średnie zwroty, ale 10% najlepszych firm, w które się zainwestowało. I te najlepsze firmy nadal pozyskują kapitał. Niemniej muszę przyznać, że na początku pandemii powiedzieliśmy sobie: „OK. Jest niepewność. Nie wiemy, w którą stronę rozwinie się sytuacja i jak duże będzie spowolnienie rynku. Ale nadal chcemy inwestować. Przy czym ryzyko jest większe, więc oczekujemy od startupów niższych wycen”. I nie chcieliśmy nikogo naciągać. To trochę tak jak w banku. Im bardziej ryzykowny klient przychodzi po kredyt, tym wyższe odsetki zapłaci. Z kolei w VC jest tak, że im bardziej ryzykowne jest otoczenie rynkowe, a w kwietniu i maju było ekstremalnie ryzykowne, tym bardziej fundusz musi zwracać uwagę na wycenę.
Trzeba też wiedzieć, że najlepsze spółki nie przyjmowały ofert inwestycyjnych z niższą wyceną. Co więcej, były w stanie uzyskać kapitał od swoich obecnych udziałowców albo obniżyć koszty działalności i przetrwać ten okres – w obu przypadkach wygrywały. Teraz wyceny wracają do normy, to znaczy do poziomu sprzed pandemii. Oczywiście w innej sytuacji były spółki postrzegane przez rynek jako średnio atrakcyjne. Od ich właścicieli inwestorzy oczekiwali premii za udzielenie finansowania w ryzykownym okresie.
Natomiast pandemia nie utrudnia robienia inwestycji w sposób zdalny.
To znaczy?
Obecnie więcej spotkań odbywamy zdalnie, w ten sam sposób podpisujemy dokumenty i negocjujemy z właścicielami startupów. Na przykład ostatnio podpisaliśmy umowę z VersaBox za pośrednictwem platformy do składania podpisów elektronicznych. Był to skomplikowany proces, bo uczestniczyło w nim kilka funduszy i kilku założycieli firm, ale odbył się zdalnie. Dzięki pracy zdalnej niektóre procesy trwają krócej.
I myśli Pan, że po zakończeniu pandemii utrzymacie zdalny model współpracy?
W dużej mierze tak. Wciąż będzie trzeba odwiedzać niektóre spółki, ale tych spotkań face to face będzie dużo mniej. Mniej będzie również wszelkich podróży służbowych. Ale nie tylko w naszym funduszu. Gdy rozmawiam z kolegami z międzynarodowych korporacji, mówią, że niegdyś spędzali sporo czasu w samolotach. Dziś mogą odbyć to samo spotkanie podczas wideorozmowy, nie tracąc energii, czasu i pieniędzy.
Wróćmy na chwilę do początków pandemii. W Polsce pojawił się koronawirus, potem lockdown. Co wówczas polecił Pan spółkom ze swojego portfela?
Obniżcie ceny. Taką radę usłyszeli ode mnie założyciele Prodio, którzy oferują oprogramowanie dla firm produkcyjnych, czyli tych podmiotów, które najbardziej ucierpiały z powodu lockdownu. Produkcja stanęła, pracownicy przestali przychodzić do pracy, a firmy potraciły źródła przychodów. Doszliśmy wówczas do wniosku, że Prodio powinno zawiesić pobieranie opłat od swoich klientów, aby ich utrzymać.
Jak na to zareagowali założyciele startupu?
Ze zdziwieniem. W końcu dostali od nas pieniądze na natychmiastowy rozwój. A myśmy wówczas powiedzieli: „wstrzymajcie pobieranie opłat”, czyli de facto pogorszyć swoje wyniki finansowe. Który inwestor tak robi? Właściciele Prodio myśleli, że będziemy chcieli wycisnąć z nich, ile się da. Tymczasem zrobiliśmy inaczej. Zainwestowaliśmy w długotrwałą relację. Efekt tego był taki, że ich klienci docenili gest, powodując, że odpływ klientów był na niskim poziomie.
Co oprócz kapitału i doradztwa zapewniacie spółkom portfelowym w czasie pandemii?
To samo co w „normalnym” okresie – smart money. Z jednej strony kapitał, a z drugiej pomoc w prowadzeniu firmy. Jako SpeedUp w całej swojej historii zainwestowaliśmy w ponad 40 spółek. Dzięki czemu dysponujemy siecią przedsiębiorców, którzy zmierzyli się z rozmaitymi problemami. Wykorzystujemy ten fakt, łącząc ze sobą przedsiębiorców o różnych doświadczeniach. Do tego profesjonalizujemy startup, w który się angażujemy, aby z małego zespołu, który sprawnie rozwiązuje problemy, stał się organizacją.
Każdy fundusz VC udostępnia swoim spółkom network przedsiębiorców? Czy to rzadkość?
Każdy powie, że udostępnia. Ale ważne jest to, jak to robi. To tak jak z kancelarią prawną. Każda ma podobny zakres usług, ale jedna będzie skuteczniej reprezentować klienta w sporach, a druga mniej.
Pomówmy zatem o skuteczności. Co takiego robicie, że wasze spotkania przedsiębiorców są wartościowe?
Omawiamy konkretne problemy. Organizujemy wykłady dotyczące konkretnego obszaru, na przykład sprzedaży. Od jakiegoś czasu organizujemy też spotkania founders Roundtable, których celem jest wymiana wiedzy i doświadczeń między zarządzającymi spółkami. W ciągu najbliższych miesięcy planujemy realizować cykliczne spotkania dotyczące zdrowia psychicznego. Bycie przedsiębiorcą to ogromne napięcie. Właściciele biznesów wypalają się. Prowadzenie firmy stresuje, za co przedsiębiorcy płacą ogromną cenę. Dlatego chcemy, aby obok twardych umiejętności zdobywali umiejętności miękkie.
Nieraz słyszałem, że przedsiębiorca to samotny żeglarz, który nie może wyżalić się pracownikowi i pogadać o biznesie. Co radzi Pan przedsiębiorcom, którzy czują się osamotnieni?
Kiedy ludzie wchodzą w biznes, wydaje im się, że droga przedsiębiorcy będzie przyjemna i łatwa, bo patrzą na prowadzenie własnej firmy przez pryzmat pseudo biznesowych celebrytów, którzy fotografują się w ładnych miejscach i drogich samochodach. Ale przez 90% czasu przedsiębiorca cierpi, stresuje się i ma poczucie, że ciągle coś idzie nie tak jak zakładał. W związku z tym namawiam do szukania miejsc, w których przedsiębiorcy mogą dzielić się swoimi doświadczeniami z innymi. Namawiam też do znalezienia mentora, kogoś o większym doświadczeniu.
I faktycznie jest tak, że przedsiębiorca nie może okazywać swoich obaw, które wszyscy mamy, swoim pracownikom. Co więcej, musi być dla pracowników opoką, a gdy przekazuje gorzką prawdę, musi przekazywać ją w sposób, który daje nadzieję.
Gdzie zatem szukać mentorów?
Nie podam żadnego adresu internetowego, ale mogę polecić, aby przedsiębiorcy byli bardziej aktywni społecznie; żeby brali udział w życiu społecznym i żeby uczestniczyli w konferencjach. Każda platforma wymiany wiedzy może być okazją do poznania bardziej doświadczonych przedsiębiorców i wreszcie mentora.
Jako że rozmawiamy ze sobą przy okazji premiery książki Tajemnice Sand Hill Road muszę zapytać: co najbardziej zapadło Panu w pamięć podczas lektury tej pozycji?
Gdybyśmy mówili o książce pt. „The Hard Thing About Hard Things”, mógłbym przytoczyć pojedyncze historie. Ale w przypadku Tajemnice Sand Hill Road jest inaczej. Cała ta książka jest dla mnie ważna. To poniekąd podręcznik VC. Będzie także ważna dla ciebie – niezależnie, czy jesteś właścicielem startupu, czy managerem w funduszu.