No i gdzie są te miliardy z 8.1 POIG? Utopione czy jednak wykorzystane z korzyścią dla naszej gospodarki?
Myślę, że nie ma jednoznacznej odpowiedzi na tak postawione pytanie. Z jednej strony liczby nie kłamią. Nie istnieje zdecydowana większość startupów internetowych, które pozyskały finansowanie w ramach POIG 8.1. Z drugiej strony strumień niemal 1,5 miliarda złotych zasilił polską gospodarkę i dał impuls rozwojowy. Stworzył też poligon doświadczalny dla ówczesnych founderów. Przecież to właśnie porażki biznesowe najbardziej kształcą nas – przedsiębiorców. Kto jej nie poniósł… niech się na nią przygotuje.
Czytaj także: 15 lat później po POIG 8.1. Gdzie są unijne miliardy? Analiza Wojciecha Bączyka (Grants Capital)
Czy w analizowany przez Ciebie nabór nie było wliczone ryzyko, że i tak większa część spółek upadnie? Wiadomo przecież, jaka jest rynkowa przeżywalność startupów.
Nie sądzę, że 15 lat temu zakładano upadek większości startupów. Poza tym przeżywalność w tym modelu finansowania określana jest mianem „trwałości projektu” i ten parametr przez lwią część founderów został spełniony. Oczywiście dzisiaj wszyscy w naszym ekosystemie wiemy, że niewiele projektów wychodzi z sukcesem poza etap PoC i w branży venture capital nikt się nie łudzi, że każda zainwestowana złotówka przyniesie zwrot.
Piszesz, że ponad 82% serwisów internetowych dofinansowanych w ramach programu 8.1. na łączną kwotą 1,38 mld PLN już nie istnieje, a niewiele więcej niż 1 na 100 startupów w tym programie udało osiągnąć się spektakularny sukces. Może to dobrze, że nasi founderzy mogli posmakować porażki, położyć biznes i na tej podstawie wzmocnić swoje biznesowe umiejętności?
Jak już wcześniej wspomniałem kwota 1,38 miliarda złotych było niesamowitym impulsem rozwojowym. To był czas, kiedy brakowało kapitału na innowacje. Wszyscy się uczyliśmy, zarówno operatorzy dotacji, jak i founderzy. Ci ostatni szczególnie: muszą popełniać błędy, żeby się uczyć. To była dobra lekcja dla wszystkich, ale pamiętajmy też, że możemy odnotować również sukcesy takie jak Brand24, Freshmail czy Legimi. W końcu – za sprawą KFK byliśmy świadkami początku venture capital w Polsce.
Co przy 8.1 POIG można było Twoim zdaniem zrobić lepiej?
Zasadniczo wszystko można zrobić lepiej. POIG 8.1 również. Przede wszystkim należało stopniować finansowanie i kolejne transze wypłacanych środków uzależnić od osiągnięcia konkretnych KPI. Druga kwestia to dynamika operatora. W przypadku projektów o charakterze innowacyjnym półroczne oczekiwania na wypłatę środków może oznaczać przegraną z konkurencją. Wydaje się, że w 2009 roku mógł też funkcjonować system teleinformatyczny zamiast papierowego obiegu dokumentów.
Czy Twoim zdaniem grantodawcy wyciągnęli wnioski z tamtego naboru i wprowadzili zmiany na lepsze w obecnych programach finansowania innowacyjnej działalności?
Zdecydowanie, czego dowodem jest na przykład program Polska Wschodnia, który jest adresowany do startupów. To, co jest dobre w tym programie to stopniowanie finansowania, większa dbałość o dobór ekspertów, no i lepsze wynagrodzenie zespołu grantodawcy. O ile dobrze pamiętam, to osoby, które sprawdzały aplikacje w 2009 roku, otrzymywały 150 złotych za jeden sprawdzony wniosek.
Z Twojej analizy nie wynika jednoznaczny werdykt dotyczący sensowności czy skuteczności naborów POIG. Pytam więc teraz: jaka jest Twoja ocena tamtego sposobu wspierania innowacji?
To był wówczas jedyny instrument finansowania innowacyjnych pomysłów. Pionierskie czasy dla projektów internetowych, które potrzebowały stymulacji. Uważam, że biorąc pod uwagę zarówno plusy jak i minusy, dobrze się stało, że ten program miał miejsce.
Jaki jest sens przeprowadzenia analiz dotyczących historycznych już naborów, o których większość współczesnych founderów może nawet nie wiedzieć?
Historia polskiego ekosystemu startupowego jest ważna dla rozwoju venture capital w Polsce. Ta analiza pokazuje, jak ważna jest synergia publicznego i prywatnego pieniądza. Osobiście uważam, że umiejętność wyciągania wniosków z historycznych projektów biznesowych jest strategiczna dla każdego, kto chce być inwestorem. Mam wiele propozycji zaangażowania mojego kapitału w różnego rodzaju projekty: od pojedynczych transakcji nieruchomościowych po tworzenie funduszy inwestycyjnych. W podejmowaniu decyzji pomaga mi przede wszystkim wiedza ekonomiczna, a taką można czerpać m.in. z takich analiz.
Nie boisz się zarzutu o bycie ultraliberałem i stronniczość? Nie dość, że w analizie piszesz „więcej kapitału prywatnego (patrz: KFK), tym większa była szansa sukcesu”, to jeszcze pisałeś ją jako pracę doktorską pod kierunkiem prof. Leszka Balcerowicza…
Ale ja jestem liberałem i kapitalistą! I takie zarzuty to dla mnie komplement. Nie zmienia to faktu, że uważam ówczesną stymulację gospodarki publicznymi pieniędzmi za konieczną. To był impuls, który dał polskiej gospodarce sporo. Odnosząc się zaś do „zarzutu” dotyczącego oceny roli kapitału prywatnego, to chciałbym zauważyć, że jego większa efektywność w kontekście przeżywalności startupów to fakt, a nie opinia.
Gdybyś został zaproszony do współtworzenia zasad dzisiejszego naboru dla innowacyjnych przedsiębiorców, to jakie trzy żelazne reguły chciałbyś wdrożyć?
Wiele z pomysłów zostało już wdrożonych. Punkt pierwszy na mojej liście to częściowo przynajmniej, ryczałtowe rozliczanie dofinansowania. Wiąże się to z drugim postulatem, czyli odbiurokratyzowaniem programów dotacyjnych. Dajmy founderom rozwijać innowacyjne pomysły i nie zabierajmy im energii na często uciążliwe i niewiele wnoszące audyty. Mówiąc obrazowo: niech pieniądz robi pieniądz. Trzeci postulat po stronie grantodawców również się dzieje, czyli zatrudnianie ekspertów oceniających za rynkowe pieniądze. To pozwala wybierać coraz bardziej innowacyjne projekty, które mają merytoryczne podstawy do startowania z pozycji „wannabe unicorn”. A postulat 3+ to wprowadzenie sztywnej zasady wypłaty dofinansowania w transzach uzależnionych od spełnienia kolejnych etapów projektu.