Na początek ustalmy: kiedy mówimy o nałogu alkoholowym? Spotkałam się z wypowiedziami lekarzy, że można codziennie wypijać jedną lampkę wina lub jedno piwo i to jest w porządku.
Anna Siwik: To zależy kogo zapytasz (uśmiech). Jeśli chodzi o standardy WHO mówimy o nieprzekraczaniu granicy 2 porcji standardowych (tzn. 20 g 100% alkoholu) dziennie. Dwie porcje alkoholu to: 1 półlitrowe piwo, 1 kieliszek wina o pojemności 200 ml lub 60 ml wódki. WHO wspomina też o co najmniej dwóch dniach abstynencji w tygodniu (idealnie dzień po dniu). Według tego można pić codziennie jedno piwo powiedzmy do poniedziałku do piątku, w weekend robić przerwę (a wiadomo, że weekend „sprzyja” alkoholowi) i to jest zgodne ze standardami.
Dla mnie, jako terapeuty uzależnień ważniejszy jest aspekt psychologiczny, oczywiście nie pomijając aspektu ilości. Czyli jeśli ktoś ustalił sobie, że wypija alkohol tylko w środę i jest to powiedzmy lampka wina, ale: od poniedziałku myśli o tej lampce wina, już sobie wyobraża jak siedzi w swoim ulubionym miejscu, z tą lampką wina, ogólnie robi z tego cały rytuał, a w środę aż się trzęsie w środku, żeby wyjść z pracy i wypić tę małą ilość alkoholu – jest to dla mnie sygnał świadczący o problemie.
Oczywiście podany tutaj przykład specjalnie wyolbrzymiłam, aby pokazać pewne zjawisko.
Z jakimi nałogami zmagają się managerowie?
Taki standard to jest alkohol, poza tym narkotyki i leki wtedy mówimy o uzależnieniu od substancji. Istnieją jeszcze uzależnienia od czynności, czyli pracoholizm, zakupoholizm, sport, siłownia i hazard.
W kontekście uzależnień od czynności jedynym formalnie sklasyfikowanym jest uzależnienie od hazardu. Natomiast uzależnienia od pracy, sportu i zakupów nie widnieją nigdzie oficjalnie. Podobnie jest z DDA (Dorosłe Dzieci Alkoholików), mówi się o tym głośno, ale również nie jest to sklasyfikowane jako jednostka chorobowa. Więc jeśli ktoś ma poważne zaburzenia z tego powodu, to nie może wziąć nawet zwolnienia lekarskiego.
Czy mamy jakieś badania, jaka część kadry zarządzającej w Polsce ma problem?
Ciężko mówić o badaniach, bo te osoby leczą się prywatnie i nikt tego nie weryfikuje. Nieoficjalnie mówi się, że problem z alkoholizmem dotyczy 30-40% managerów. Zanim osoby wysoko funkcjonujące przyznają się do tego, że mają problem z alkoholem, to często przychodzą do poradni, bo ktoś im każe, bo partner/ka powiedzieli: „Albo coś ze sobą zrobisz, abo nasza relacja się zakończy” lub „Nie zobaczysz więcej dzieci”.
Do podjęcia leczenia bardziej motywują ich relacje prywatne niż to, że mogą stracić pracę czy dobre stanowisko?
Tak, bo te osoby bardzo długo funkcjonują tak, że nikt tego w pracy nie widzi.
Jak to im się to udaje?
Managerowie są wysoce inteligentni, do tego bardzo sprytni i umieją dobrze kombinować. A wszystko się wydaje wtedy, gdy nie zdążą wytrzeźwieć.
Mają swoich podwładnych i dobrze funkcjonujący system. Najczęściej nikt ich nie kontroluje lub nie muszą być za często w umówionych godzinach – w ten sposób mogą się ukrywać. Najbardziej newralgiczne dni to poniedziałki. Jeżeli ktoś bierze wolne tylko w poniedziałki i czasem przedłuża do wtorku, to jest to pierwsza wskazówka, że może mieć problem z nałogiem. Poza tym kiedy pracują z domu, to nikt nie wie, jak wyglądają i czy nie czuć od nich alkoholu, więc jest o wiele łatwiej.
Na marginesie mówiąc, bardzo dużą grupą osób uzależnionych od alkoholu są lekarze i prawnicy.
Z jakimi najbardziej sprytnymi sposobami ukrywania alkoholizmu się spotkałaś?
Najbardziej niesamowite historie dotyczą tego, gdzie można schować butelkę z alkoholem: pod wanną, za łóżkiem lub toaletą. Jedna z kobiet przelewała wódkę do oczyszczonych opakowań po kosmetykach, np. po płynie micelarnym. Pani była zawsze elegancka, więc nikogo nie dziwiło, że ma przy sobie zestaw kosmetyków. W rzeczywistości popijała sobie w pracy.
Termosy z kawą i herbatą to właściwie klasyka gatunku. Popularne jest również picie herbaty z alkoholem. Alkoholicy wysoko funkcjonujący piją bardzo drogie alkohole: whiskey, likiery i super wykwintne wina, co sprawia, że na pierwszy rzut oka nie wydaje się to podejrzane. Mamy takie przekonanie, że jak ktoś wypije 10 piw to alkoholik, ale jak wypija pół butelki whiskey, to jest degustantem.
Czy pielęgniarka czekająca z kroplówką na pijanego dyrektora to mit czy rzeczywistość?
Przykra rzeczywistość. A dla osób z zasobnym portfelem – wygodne rozwiązanie. Istnieją nawet prywatne ośrodki zajmujące się detoksem poalkoholowym lub narkotykowym. Zapewniają pełną anonimowość, opiekę pielęgniarki i lekarza, odbiorą ze wskazanego adresu i odwiozą z powrotem. A w ofercie dodatkowo nieobowiązkowe spotkanie z psychologiem, basen, jacuzzi, masażysta… Ogranicza nas tylko wyobraźnia! Czasem pracownicy takich ośrodków znają z imienia swojego pacjenta, ponieważ bywa u nich systematycznie.
Czy te osoby zazwyczaj mają problem z alkoholem, zanim zaczną swoją karierę zawodową?
Najczęściej te osoby nie radzą sobie z wysokim poziomem stresu, albo z brakiem odpoczynku. Paradoksalnie, żeby odpocząć, to trzeba się trochę wysilić: mieć na to czas i zaplanować, co będzie się wtedy robić. Jeśli naszą pasją jest bieganie, to musimy wyrwać z tej doby godzinę, ubrać się odpowiednio, ustalić trasę, ulubioną muzykę czy podcast w słuchawkach. Alkohol jest łatwiejszy w obsłudze: zainteresowany podjeżdża do sklepu, pieniądze są, więc cena do końca taką osobę nie interesuje i po 10-15 minutach rozluźniają się mięśnie, umysł inaczej pracuje. To jest takie instant odstresowanie.
Dlaczego jedne osoby potrafią w zdrowy sposób się relaksować, a innym to nie wychodzi?
Gdybym znała na to pytanie odpowiedź, to bym nie miała pracy (uśmiech). Ważne jest to, co wynieśliśmy z domu: jeśli problemy rozwiązywaliśmy rozmową, szczególnie o emocjach – to mamy mniejsze predyspozycje do nałogów. Więc ludzie nie mają zasobów wyniesionych z domu. To tak samo jak byśmy się zastanawiali, dlaczego jedna osoba się upija, a druga nie. Alkohol w pewnym momencie spełnia funkcję relaksacyjną, odstresowującą, usypiającą. To taki mechanizm: „dziś się napiję, a problemem zajmę się jutro”, ale to „jutro” nigdy nie nadchodzi.
Mówi się też o temperamencie i osobowości. Są osoby, które potrzebują adrenaliny w życiu, a są takie, które nie wejdą nawet na wyższą wieżę, bo to jest dla nich już za dużo emocji.
Ważna jest też kombinacja genów. To jest na tyle skomplikowane, że naukowcy sami do końca tego jeszcze nie rozpracowali. Poza tym istotne w tym aspekcie jest uczenie się przez obserwację – czyli jeżeli czyjaś mama mówi: „ale jestem zdenerwowana” i widzimy ją z kieliszkiem wina, a potem się śmieje i wygląda na odprężoną, to komunikat jest jasny: gdy pojawia się stres, to pomaga alkohol.
Kiedy wśród znajomych jedyną formą spędzania wolnego czasu jest alkohol, to w głowie zostaje: „wolny czas, przyjemność = się alkohol”.
Podsumowując: na to, jak będziemy się relaksować wpływa: rodzina, pochodzenie, środowisko, otoczenie, cechy osobowościowe, temperament, potrzeba emocji. Osoby na stanowiskach mają pewne obłożenie cech, które temu sprzyjają. Poza tym duża potrzeba kontroli, która na dłuższą metę jest bardzo męcząca i też trudno zejść z tego wysokiego poziomu na tryb „jestem w domu”. Na ostatnim miejscu umieszczam kombinację genów, o której, póki co, mało wiemy.
Czy alkoholizm łączy się w jakiś sposób z perfekcjonizmem i pracoholizmem?
To, co wymieniłaś, to są prawie jednostki chorobowe, bo jeżeli ktoś ma problem z pracoholizmem, czyli nie umie wyjść z pracy, w domu myśli o pracy i ma poczucie, że jeżeli nad czymś nie pracuje, to firma przestanie istnieć, to jest w ciągłym napięciu i pobudzeniu. I jak zejdziemy na sam dół piramidy Maslowa, to tam widać ewidentnie, że podstawą, aby dobrze się czuć, jest odpoczynek, a perfekcjoniści, są ciągle pobudzeni, wszystko sprawdzają i kontrolują.
Nie możemy łączyć ze sobą tych trzech problemów, ale może zdarzyć się, że osobie perfekcjonistycznej, będzie łatwiej łagodzić napięcie alkoholem.
Na pewno coś lepiej uspokaja ten niepokój wewnętrzny niż alkohol, marihuana i leki. Są osoby, które poradzą sobie w inny sposób: nie wybiorą alkoholu, tylko wybiorą np. bieganie.
Czy są jakieś sprawdzone sposoby na ukojenie wewnętrznego niepokoju, czy to zależy od osoby? Jak dawkować sobie ten nowy zamiennik, żeby znów nie popaść w przesadę i np. nie uzależnić się dla odmiany od sportu?
Sprawdzonym sposobem jest na pewno psychoterapia. Specjalista pomoże nam dojść do źródła tego lęku lub niepokoju, pokaże sprawdzone sposoby jak sobie z nimi poradzić. Jeśli ktoś bardzo nie chce iść do psychoterapeuty polecam dobrą literaturę (np. „Ponad lękiem” Stefana G. Hofmanna) sprowadzone podcasty lub wartościowe treści na Youtubie.
Często osoba uzależniona „zamienia” uzależnienie na bardziej akceptowalne społecznie. Na przykład były uzależniony od alkoholu zostaje coraz dłużej w pracy, finalnie wpędzając się w pracoholizm. Rodzina jest szczęśliwa, bo dana osoba nie pije, spłaca zaciągnięte długi. A z mojej perspektywy zmieniło się „tylko” uzależnienie. Niezdrowe mechanizmy zachowania pozostałe takie same. Dawkowanie zamiennika jest trudne, ważne jest tutaj duża autorefleksja i odpowiedzenie sobie na kilka pytań: czy konkretna czynność zajmuje całe moje myśli? Ile czasu poświęcam na tą czynność? Czy szkodzi to mojemu zdrowiu? Czy czuje się przemęczony i przepracowany?
Czy uważasz, że wypada pracownikowi zwrócić uwagę przełożonemu, jeśli ten ma problem z alkoholem i jest już to widoczne?
Jak najbardziej wypada, a nawet trzeba. Oczywiście ubierając to w odpowiednie słowa, nie atakując, a bardziej z przekazem „martwimy się o ciebie”. Uzależniony od alkoholu żyje w systemie iluzji i zaprzeczeń. Wydaje mu się, że jest bardzo sprytny i nikt nie widzi jego problemu. Często w domach osób niżej funkcjonujących wszyscy wiedzą, że rodzic/e są pijani, ale nikt nic nie mówi. Takie zagadnięcie „Widzę, że z tobą jest coś nie w porządku. Czy potrzebujesz pomocy?” pokaże mu, że ludzie widzą jego nałóg.
Czy takie osoby powinno się odsuwać z wysokiego stanowiska, zwalniać?
Są dwie drogi. Jedna z nich to: „praca jest moim życiem, więc zrobię wszystko by do niej wrócić”. To jest właściwie pytanie o motywację. Motywacja może być zewnętrzna (pracodawca, ktoś z rodziny, dziecko) lub wewnętrzna – czyli chcę się zmienić, nie chcę pić. Jeszcze parędziesiąt lat temu uważano, że tylko motywacja wewnętrzna jest możliwa, by osiągnąć sukces we własnej psychoterapii. Dziś się już od tego odchodzi, mówi się, że osoba, która podejmie terapię dzięki motywacji zewnętrznej, to ta motywacja może jak najbardziej przerodzić się w wewnętrzną. Pytanie, jak ważna jest dla kogoś praca. Jeżeli go odsuniemy, a jest przy tym osobą samotną, wtedy nie ma już nic, więc na niczym mu już nie będzie zależeć i wtedy jeszcze bardziej się pogrąży.
Uważam, że należy dać tylko jedną szansę, na zasadzie: idziesz na terapię, masz od tego momentu ograniczone zaufanie, ale pierwsza wpadka będzie równoznaczna z pożegnaniem się. Dlaczego to jest ważne? Dlatego, że osoby z problemem alkoholowym spędzają całe dnie na unikaniu konsekwencji swoich działań, w różnym zakresie i natężeniu, więc jeśli damy im ultimatum i nie będziemy konsekwentni w przypadku, gdy przyjdą wczorajsi do pracy, to dla nich jest to jasny komunikat, że mogą dalej pić, bo nic się nie zmieni. Drastyczne zwalnianie nikomu nie służy, ale jasny komunikat co będzie przy powtórce i egzekucja obietnicy, zmienia postać rzeczy.
Jak długo może trwać maskowanie nałogu do tej pierwszej wpadki, kiedy wszyscy już widzą, że osoba ma problem?
To potrafi trwać latami szczególnie u kobiet, które piją inaczej niż mężczyźni. Pijąca kobieta wróci z pracy, posprząta dom, odrobi z dziećmi lekcje, wszyscy pójdą spać, a ona wtedy otwiera butelkę – zazwyczaj wina. Mężczyzna wraca z pracy, otwiera butelkę alkoholu i dalej „funkcjonuje”. Mężczyzn jest łatwiej przyłapać, bo oni się w pewnym momencie już nawet nie kryją.
Często jest tak, że rodzina kryje pijącego. Moim pacjentem był pan, menadżer w firmie rodzinnej, pracował u swojego teścia. Wszyscy wiedzieli o jego problemie alkoholowym, rodzina opłacała detoksy i gdy pan nie pojawił się w poniedziałek w pracy, to mówili mu: ”ok, odpocznij”. W ten sposób funkcjonował 6 lat, aż z poniedziałku zrobiła się środa i zaczęło to być problematyczne. Kiedy był trzeźwy i sprawny umysłowo, to był bardzo dobrym pracownikiem. Dlaczego opowiadam tę historię? Bo to nigdy nie jest zero-jedynkowe. Tam zawsze jest dłuższa historia i trudniejsze rzeczy. W przypadku pani od buteleczek z płynem micelarnym, cała sprawa wydała się kiedy podjechała po dziecko do szkoły samochodem i wychowawczyni wyczuła od niej alkohol. U niej ukrywanie też trwało ok. 6 lat.
Czy samo środowisko pracy może być czynnikiem spustowym?
Odejście od jakiegokolwiek nałogu, nawet od słodyczy czy papierosów, to zmiana całego stylu życia. To nie jest tak, że odkąd chodzimy na terapię, to już nie pijemy. Tylko ustalamy sobie inne godziny pracy, czas na posiłki, dbamy o siebie – to jest cała holistyka.
Najczęściej jest jakaś sytuacja, deficyt w człowieku, który jest dla tego człowieka trudny. Na to nakłada się alkohol. Po nim ten deficyt robi się mniej ważny i mniej trudny do zniesienia. Ale w pewnym momencie odstawiamy alkohol, bo widzimy, że to do niczego dobrego nie prowadzi, a deficyt nadal w nas istnieje. Prawdopodobnie jeszcze się wyeskalował, bo był zaniedbywany przez masę miesięcy czy lat.
Dobra terapia uzależnień polega na tym, by dojść do tego, co jest tym deficytem i z tym pracujemy. Jeśli to, co spowodowało problem z alkoholem jest pracoholizm i nie mamy czasu na odpoczynek, to nie mówimy o alkoholu, tylko o tym, co ta praca nam daje. I wtedy schodzimy schodek niżej i okazuje się, że praca podwyższa poczucie własnej wartości, albo pozwala być najważniejszym – to wtedy jest przedmiotem terapii.
Czy daje coś zmiana pracy lub zawodu?
Nie. Miałam taki przypadek, że pijący pan przeprowadził się z Zakopanego do Gdyni. W Zakopanem pił z kolegami i żona chciała zmienić mu otoczenie. Okazało się, że pan znalazł sobie bardzo szybko nowych kolegów do picia. To nie koledzy byli problemem, tylko on. To nie praca jest problemem (jeśli ilość obowiązków jest na jedno stanowisko, a nie na trzy), chyba że sami sobie tworzymy dodatkowe zadania. Jeżeli jednak szef wymaga wielu nadgodzin, to zmiana jest niezbędna.
Jakie kolejne kroki powinien wykonać pracodawca, jeśli zauważy, że pracownik ma problem z nałogiem?
Jak już wspomniałam, należy zacząć od rozmowy: „Widzimy co się dzieje, jesteśmy tu dla ciebie, ale nie wyobrażam sobie dalszej współpracy jeśli nie podejmiesz leczenia”. Leczenie wyjazdowe na NFZ trwa ok. 8 tygodni, w ośrodkach prywatnych znajdziemy 2-tygodniowe, ale to za krótki czas, by pomóc osobie pijącej wiele lat.
Po terapii wyjazdowej koniecznie trzeba chodzić stacjonarnie do terapeuty. Jeśli w firmie nie jest możliwe danie urlopu zdrowotnego na 8 tygodni, to należy powiedzieć, że oczekujemy, że osoba pójdzie do specjalisty, ale też poprosić o jego zgodę na wyrywkowe badanie alkomatem. Oczywiście pracownik ma prawo odmówić. Jeszcze raz podkreślę, że bardzo ważna jest konsekwencja pracodawcy i osób odpowiedzialnych za „pilnowanie” pracownika z nałogiem.
Teraz można znaleźć specjalistę w okolicy lub online – nie ma znaczenia gdzie. Ale ważne jest, by sprawą zajął się specjalista psychoterapii uzależnień. Jak już ten temat zostanie przepracowany, to można kontynuować w innym nurcie.
Ile powinna trwać średnio taka terapia?
Minimum rok, spotkania raz w tygodniu. Podczas terapii osobom próbującym wyjść z nałogu bardzo często zdarza się wpadka, czyli długo nie piją, a potem napiją się raz i tego bardzo się wstydzą i przerywają terapię. Bardzo szkoda, bo to jest materiał do pracy. Możemy porozmawiać, dlaczego to się stało, co może zrobić, by było inaczej. Zawsze mówię swoim pacjentom, że nie zgłaszam wpadki pracodawcom. Nawrót jest niestety wpisany w tę chorobę, dlatego raz warto wybaczyć, ale nagminnych, celowych potknięć już nie.
Anna Siwik
Psycholog i psychoterapeuta, specjalista terapii uzależnień HearMe – Ukończyłam psychologię na Uniwersytecie Gdańskim, 60- godzinny kurs z Dialogu Motywującego i szkołę psychoterapii uzależnień. Znam język migowy na poziomie podstawowym oraz język angielski na poziomie średnio zaawansowanym. Pracuję zgodnie z zasadami etyki zawodu psychologa, ponadto swoją pracę poddaję regularnej superwizji. Zapewniam dyskrecję, empatię oraz pełne zrozumienie. Dla mnie najważniejszy jest Pacjent i jego poczucie bezpieczeństwa, w sensie relacyjnym. Zawsze staram się, żeby moi Pacjenci na sesji czuli się wysłuchani i nieoceniani. Chcę, żeby wiedzieli, że nie ma głupich pytań ani tematów, które są zbyt błahe na sesję. Jeśli temat jest ważny dla Pacjenta, to znaczy, że warto go omówić.
Może zainteresują Cię inne artykuły z działu wellbeing.