Pięć szachowych ruchów, które Twojemu startupowi poleca Garri Kasparow

Dodane:

Przemysław Zieliński Przemysław Zieliński

Pięć szachowych ruchów, które Twojemu startupowi poleca Garri Kasparow

Udostępnij:

Zapraszamy na partię między szachami a biznesem. Zwycięzcą możesz być Ty, czytelniku. Analizujemy dla Ciebie książkę Garriego Kasparowa „How Life Imitates Chess” i wyciągamy z niej najciekawsze strategiczne porady.

Zły plan jest zawsze lepszy od braku planu

Każdy krok, każda reakcja, każda decyzja muszą zostać podjęte i zrealizowane w oparciu o nasze wcześniejsze rozeznanie sytuacji. Jeśli gramy bez długofalowych planów, nasze ruchy staną się czysto reaktywnymi. Zaczniemy grać tak, jak pozwala nam przeciwnik, przywołując klasyka z innej sportowej dyscypliny. Kolejne ryzyko, które pojawia się, gdy brakuje nam celów w dalszej perspektywie, to ryzyko reagowania na każdy nowy bodziec. Zaczniemy skupiać się na tym, co przed nami – a nie na tym, co chcemy osiągnąć.

Mistrz szachowy swoje najlepsze ruchy opiera na swoim planie, jak szachownica ma wyglądać… 10 lub 15 ruchów naprzód. Wbrew obiegowym szachowym opiniom, tego nie robi się na podstawie kalkulacji kilkuset czy nawet kilku tysięcy kombinacji ruchów. Nie. Tak się dzieje wtedy, gdy ktoś potrafi ocenić, jakie ułożenie figur da mu zwycięstwo i jak do takiego ułożenia dojść. Następnie wystarczy już krok po kroku, metodycznie zbliżać się do takiej konfiguracji.

Fundamentalne w tym procesie są cele pośrednie. Ich brak można porównać do sytuacji, w której budowę domu zaczynamy od położenia dachu. Zbyt często wytyczamy sobie strategiczny cel, a następnie od razu ruszamy w kierunku jego jak najszybszej realizacji. Bez zwracania uwagi na to, jakie kroki trzeba przedsięwziąć, by odnieść finalny sukces.

Kluczowe pytania dla nas to:

  • jakie warunki muszą zostać spełnione, aby nasza strategia przyniosła efekt?
  • Jakich poświęceń będziemy musieli dokonać?
  • Jakie zmiany nas czekają i co możemy zrobić, aby takie zmiany wprowadzić?

Graj w swoją grę

Banał: kluczem do udanej przygotowania strategii jest znajomość własnych mocnych oraz słabych stron. I właśnie przez to, że tę radę słyszeliśmy milion razy, to opatrzyła się nam ona. Spowszedniała. Straciła swoją moc.

W swojej książce Garri Kasparow przytacza przykłady kilku arcymistrzów, definiując ich autorskie style gry:

  • Michaił Botvinnik był zwolennikiem obłędnej samodyscypliny, ciężkiej pracy i naukowego podejścia do analizy szachowej;
  • jego zaciekły rywal Michaił Tal stawiał na dziką kreatywność, ułańską fantazję oraz w ogóle nie dbał o metodyczne przygotowania;
  • Tigran Petrosian do perfekcji dopracował tzw. szachową profilaktykę – czyli niełatwą sztukę gry zapobiegawczej, polegającej na wzmacnianiu swojej pozycji i eliminowaniu zagrożeń nim staną się one… zagrożeniami. Mówi się, że Petrosian bronił się tak dobrze, że ataki jego rywali kończyły się zanim w ogóle się zaczęły;
  • Anatolij Karpow specjalizował się w kumulowaniu niewielkich przewag – nie wymagały one wielkiego ryzyka, ale pozwalały na powolną poprawę czy umacnianie swojej pozycji. Celem takiej strategii było stałe wywieranie presji na rywalu, który koniec końców pękał – a wraz z tym pęknięciem, w szachowym murze obronnym pojawiały się szczeliny;
  • swój własny styl Kasparov definiował jako „agresywny i dynamiczny”. Nawet jeśli koncentrował się na obronie, to wciąż podświadomie poszukiwał sposobu na wyprowadzenie kontrataku. Interesowały go przede wszystkim zdecydowane, śmiałe zagrania i bez wahania inicjował zacięte wymiany.

Każdy z nich miał swój własny zwycięski styl. Styl oparty na znajomości własnych mocnych oraz słabych stron. Banał? Może i banał, ale wdrożony skutecznie. Banał przynoszący sukces. Warto przypomnieć więc jeszcze jedną prawdę, którą na pewno słyszeliśmy nie raz i nie dwa: nie ma jednej zwycięskiej strategii.

Trzeba grać we własną grę.

 

Ufaj, ale weryfikuj

Holenderski psycholog Adriaan de Groot udowodnił w swoich badaniach, że gracze z szachowej elity nie kalkulują większej liczby przyszłych ruchów niż przeciętni gracze. Nawet komputery mogące wykonywać błyskawiczne i złożone obliczenia dotyczące sekwencji ruchów, nie gwarantują sobie zwycięstwa.

Nie ma znaczenia, jak daleko patrzymy – dopóki nie rozumiemy, na co patrzymy.

Kasparow podkreśla, że każdy swój ruch rozpoczyna od rozważenia czynników, które mają wpływ na realizację jego strategii. Ustala bądź aktualizuje cele pośrednie – i dopiero wtedy przechodzi do opracowywania wariacji poszczególnych sekwencji.

Bez względu na to, jak wiele mamy doświadczenia i jak bardzo ufamy swojemu instynktowi, analiza naszych działań jest konieczna. Jak swoją analizę przeprowadza szachowy arcymistrz? Najpierw to priorytetyzacja. Następnie ustalenie optymalnej kolejności ruchów. Później koncentruje się na dwóch lub trzech ruchach, które wydają mu się najciekawsze. Spośród nich odrzuca ten najgorszy, by skupić swoją uwagę na tych pozostałych. Od tej chwili zaczyna w głowie układać drzewko decyzyjne. Przy wymagającym przeciwniku wybiega on w przyszłość na osiem-dziesięć swoich ruchów.

Aby takie decyzyjne drzewo rzeczywiście dawało efekt, trzeba je bezwzględnie „przycinać”. Do tego potrzebna jest mentalna dyscyplina: tylko wówczas da się swobodnie przenosić od jednej wariacji do kolejnej, eliminując mniej obiecujące ruchy i dążąc do tych, które mogą przynieść nam największą korzyść. Zbyt duże rozproszenie uwagi sprawia, że marnujemy cenny czas i ryzykujemy mętlikiem w umyśle. Kasparov zwraca nam też uwagę, że musimy wiedzieć, kiedy przestać kalkulować i ruszyć do przodu: koniec końców, dalsza analiza nie przyniesie więcej korzyści niż strata czasu spędzonego na niej.

 

Co czyni gońca złą figurą?

Goniec może poruszać na dowolną odległość na szachownicy – ale jego ruch odbywa się tylko po polach jednego koloru. Dlatego jego aktywność jest mocno przewidywalna, a gdy jeszcze pola jego koloru są zajęte przez inne figury, wówczas mobilność gońca traci na dynamice.

Ale czy goniec jest sam z siebie złą figurą? Nie – jego użyteczność zmniejsza się w zależności od tego, co dzieje się na szachownicy. Jeśli rozwój wypadków sprawia, że gońcem rzeczywiście nie możemy się donikąd ruszyć, wówczas taka figura nie przyda się nam do niczego i z chęcią wymienilibyśmy ją na inną, bardziej użyteczną.

„Jeden źle postawiony goniec czyni całą naszą sytuację złą” – mówił Siegbert Tarrasch, niemiecki szachista żydowskiego pochodzenia i (ot, ciekawostka) założyciel „Gazety Szachowej Tarrascha”. Czy to aby przypadkiem nie do tej maksymy zastosował się Jack Welch, kiedy w 1981 roku objął posadę CEO w General Electric? Jedną z jego pierwszych decyzji było sporządzenie wszystkich oddziałów w firmie, które nie osiągały należytych wyników. Dyrektorom tychże oddziałów powiedziano jasno: „albo się poprawicie – albo was sprzedamy lub zamkniemy”. Welch nie chciał, aby „źle rozmieszczone figury” przyczyniały się do pogorszenia sytuacji całej korporacji.

Jeśli mamy takiego „złego gońca” u siebie, możemy poszukać sposobu na zwiększenie jego efektywności. Są przecież szanse, aby odwrócić niekorzystną sytuację na nasza korzyść. Jeśli jednak jest to niemożliwe, trzeba się takiej figury pozbyć lub wymienić ją na skuteczniejszą.

 

Jedna nowinka może zmienić bieg wydarzeń

Partia hiszpańska to jedno z najwcześniejszych szachowych otwarć. Jak podaje Wikipedia, pierwszy opis tej partii można znaleźć w manuskryptach z Getyngi, datowanych na 1490 rok. Otwarcie nazywane jest też imieniem Ruya Lopeza, hiszpańskiego księdza, który jako pierwszy opisał tę sekwencję ruchów w XVI wieku. I właśnie to wiekowe otwarcie wpędziło w 1995 roku Garriego Kasparowa w poważne tarapaty. Rozgrywał wówczas pojedynek o mistrzostwo świata z Viswanathanem Anandem. Kasparow uderzał głową w szachowy mur wzniesiony przez Hindusa: przełamanie przyszło dopiero w dziewiątym meczu, gdy Rosjanin znalazł „spektakularną kontynuację” jako kontrę wobec otwarcia Ruya Lopeza, stosowanego przez jego rywala.

Jeden jedyny ruch, wprowadzony przez Kasparowa wpędził Ananda w pułapkę: zaskoczony, nad jednym posunięciem myślał przez 45 minut. Ale i to nie pomogło mu wykaraskać się z opałów: przegrał kolejne partie, a jego faworyzowane i do tej pory tak skuteczne otwarcie stało się po prostu bezużyteczne.

Kiedy Kasparow wpadł na ten pomysł? Po ośmiu rozegranych partiach. Tyle czasu potrzebował on wraz ze swoim zespołem, by obmyśleć nowy plan i dopracować go na tyle, aby wdrożyć go na szachownicy. Nie dało się zrobić tego szybciej: trzeba było oswoić się i zrozumieć trudne położenie, w którym znalazł się Rosjanin – wraz ze wszystkimi subtelnościami tej sytuacji. Sztab Kasparowa nie miał precyzyjnej wiedzy, gdzie dokładnie leży problem. Wiedzieli, co jest problemem. Kierowali się zasadą GIGO (garbage in, garbage out) – eksperyment przyniesie dobre rezultaty tylko pod warunkiem, że zostanie oparty o dobre jakościowo dane. Złe informacje przyniosą złe rezultaty. Szachowy arcymistrz jest świadom, że w poszukiwaniu odpowiedzi łatwo jest zdekoncentrować się i przestać zadawać logiczne, sensowne pytania. Przywołuje w tym miejscu przykład Isaaca Newtona – jednego z najwybitniejszych wynalazców, który jednak drugą połowę swojego życia spędził obłąkany myślą o alchemicznych przemianach.

Kasparow znalazł przełamanie dzięki temu, że całkowicie zanurzył się w dręczącym go wyzwaniu. Przesiąkł nim do cna, by następnie zacząć zadawać pytania. Pytania, na które trzeba znaleźć odpowiedzi, by rozwiązać problem. Najbardziej kreatywne umysły zazwyczaj należą do tych, którzy najwięcej wiedzą o interesujących ich zagadnieniach.

Czytaj także: