Po rekordowych kampaniach, przyszedł czas refleksji i rozliczeń: Paweł Maj komentuje polski rynek crowdfundingu

Dodane:

Paweł Maj Paweł Maj

Po rekordowych kampaniach, przyszedł czas refleksji i rozliczeń: Paweł Maj komentuje polski rynek crowdfundingu

Udostępnij:

Początkowo, polski crowdfunding rozwijał się intensywnie, a realizowane tam kampanie przynosiły duże zyski. Dobra passa skończyła się w 2023 roku. Dlaczego? Swoim eksperckim komentarzem dzieli się Paweł Maj.

Wzrosty, rekordy i zaskakujące spadki

Rynek crowdfundingu udziałowego w Polsce do roku 2021 rozwijał się bardzo dynamicznie, rosnąc o kilkadziesiąt czy nawet kilkaset procent rok do roku (z wyjątkiem roku 2018), a szczyt hossy odnotowano w 2021 roku, co pokryło się ze szczytem bańki technologicznej w Polsce i na świecie. Tylko w okresie 2018-2021 liczba kampanii zwiększyła się z 11 do rekordowych 76, co oznaczało wzrost o 6,9. Wartość zebranych środków wzrosła z 7,3 miliona złotych do rekordowych 120,6 miliona złotych.

Czytaj także: Crowdfunding – była hossa, jest bessa?

Jednakże, w 2023 roku zrealizowano 23 kampanie o łącznej wartości 19,7 miliona złotych. To spadek o 84% od szczytu w 2021 roku, co oznacza że rynek cofnął się o 5 lat. Same spadki nie dziwią bo, w dobie rosnącej inflacji i stóp procentowych, spadła aktywność na rynkach publicznych i niepublicznych. Dla przykładu, wartość inwestycji venture capital w Polsce również odnotowała historyczny rekord w 2021 roku, natomiast w 2023 wartość inwestycji spadła o blisko 42% w porównaniu z rekordem w 2021, podobnie jak aktywność funduszy VC w Europie Zachodniej i USA. Zaskakuje natomiast skala tych spadków.

Najczęściej wskazywanym powodem tak gwałtownych spadków są nowe regulacje prawne, z czym trudno się zgodzić, gdyż nowe przepisy weszły w życie dopiero od 10 listopada 2023 roku. A największe spadki rok do roku odnotowano już w 2022 roku, w którym to wartość zebranego kapitału w ramach kampanii spadła o 82% w porównaniu z rokiem 2021.

Czas refleksji i rozliczeń

Ale przede wszystkim, po pierwszych latach optymizmu na rynku crowdfundingu udziałowego w końcu przyszedł czas refleksji i rozliczeń. Dominująca większość spółek zbierając od inwestorów kapitał, obiecywało rychły debiut na New Connect. Ale tylko niewiele z nich faktycznie zadebiutowało na NewConnect (a jeszcze mniej z nich dało zarobić inwestorom), przez co zniechęcają do inwestowania crowdfundingowego. Dodatkowo, co do zasady spółki które pozyskały kapitał w formie crowdfundingu udziałowego są nieinwestowalne z perspektywy funduszy venture capital i private equity. Dzieje się tak z powodu bardzo rozdrobionego akcjonariatu – zwykle w kampanii uczestniczy kilkuset inwestorów, ale też były kampanie w ramach których w akcjonariacie pojawiało się ponad 1 tysiąc inwestorów. A fundusze VC i private equity preferują proste lub mało rozdrobnione struktury właścicielskie.

Podobną perspektywę przyjmują inwestorzy strategiczni czy branżowi: przejęcie firmy i uzyskanie 100% własności w firmie w której jest kilkuset czy nawet ponad tysiąc akcjonariuszy jest technicznie niewykonalne. Możliwość przymusowego wykupu akcji dotyczy tylko spółek publicznych – a i tak dzieje się to tylko w przypadku akcjonariusza który przekroczył 90% ogólnej liczby głosów w spółce.

Natomiast sytuacja na rynku crowdfundingu udziałowego nie ma bezpośredniego wpływu na finansowanie startupów technologicznych, gdyż tylko niewiele z nich korzystało z tego typu finansowania. Największą popularnością cieszyły się kampanie firm produkujących używki jak piwa, mocne napoje alkoholowe i konopie oraz firm gamingowych. A nieliczne startupy technologiczne które pozyskały w ten sposób kapitał i dotychczas nie zadebiutowały na NewConnect wciąż borykają się z zawiedzonymi oczekiwaniami swoich inwestorów. Do tego są nieinwestowalne dla funduszy venture capital oraz inwestorów strategicznych: główną przeszkodą jest rozdrobniona struktura właścicielska/broken cap table.

Czytaj także: