Czy możliwy jest „recykling” plików muzycznych? Twórca ReDigi.com twierdzi, że tak. Dlatego też, stworzył internetową platformę handlu używanymi plikami muzycznymi.
Start: luty 2011 wersja beta
Kraj: USA
Twórca: John Ossenmacher
O ile w przypadku dóbr materialnych nie ma problemu z ponownym wprowadzaniem ich na rynek, o tyle w przypadku plików pojawiają się pewne wątpliwości. I to głównie dlatego ReDigi zyskał pogłos w amerykańskich mediach. Kwestia praw autorskich, piractwa, wynagradzania artystów i wytwórni to wciąż temat sporu. Twórca ReDigi.com zapewnia, że spędził mnóstwo czasu na konsultacjach z firmami prawniczymi z Bostonu, Nowego Jorku oraz Los Angeles i wszystko jest w pełni legalne.
Działanie ReDigi.com opiera się w głównej mierze na aplikacji desktopowej, z poziomu której zarządza się swoimi plikami muzycznymi. Te niepotrzebne możemy wystawić na sprzedaż. Jednak, aby niechciana empetrójka trafiła do obrotu, musi przejść proces weryfikacji. Plik jest sprawdzany na wiele sposobów. Wszystko po to, żeby zapobiec sprzedaży muzyki, która pochodzi z nielegalnego lub niewiadomego źródła. Oprócz transferu samego pliku, transakcja polega również na transferze prawa do dysponowania nim.
Startup rodem z Cambridge, jak większość giełd i platform handlowych, czerpie zyski z prowizji. ReDigi.com część profitów zamierza przeznaczać na dotację artystów oraz wytwórni płytowych.
Serwis aktualnie jest w wersji beta, dostępnej na zaproszenie. Oficjalny start serwisu planowany jest na okres letni bieżącego roku. W połowie kwietnia ReDigi.com został zasilony przez grupę 21 inwestorów kwotą ponad 0,5 miliona dolarów.
Komentarze ekspertów:
Krzysztof Jaworski, kierownik produktu iplay.pl
Pomysł redigi.com wzbudza w sieci wiele kontrowersji natury praktycznej i prawnej. Z jednej strony możliwość przeniesienia własności legalnie nabytego pliku wydaje się naturalna, lecz z drugiej strony specyfika obrotu online w kontekście ochrony praw autorskich stawia pod znakiem zapytania legalność projektu redigi.com. Jak na przykład skutecznie weryfikować legalność sprzedawanego pliku i jego fizyczne pozbycie się w momencie sprzedaży? Pytanie, czym jest fizyczne pozbycie się pliku? Zwyczajnym usunięciem go z dysku, czy może usunięciem w sposób uniemożliwiający jego odzyskanie choćby za pomocą oprogramowania służącego do odzyskiwania danych? Takich pytań jest więcej, a ponieważ serwis jest w fazie zamkniętej bety, trudno przewidzieć w jaki sposób twórcy spróbują sobie z nimi poradzić.
Czy tego typu serwis mógłby zostać legalnie uruchomiony w tej chwili w Polsce? W świetle obowiązujących przepisów byłoby to niezwykle trudne. Prawo wydaje się nie nadążać za obrotem cyfrowym. Kwestia dystrybucji online i produktów cyfrowych na wielu polach jest bardzo słabo lub w ogóle nieuregulowana. Patrząc na postępy prac legislacyjnych nieprędko sytuacja ulegnie zmianie zarówno w Polsce jak i w UE. Tymczasem przepisów stworzonych na potrzeby tradycyjnej sprzedaży nie da się w wielu sytuacjach zastosować wprost do udostępniania online, z uwagi na odrębną specyfikę tej eksploatacji. Właśnie z taką sytuacją mamy do czynienia w przypadku odsprzedaży nagrań. Ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych mówi, że „wprowadzenie do obrotu oryginału albo egzemplarza utworu na terytorium Europejskiego Obszaru Gospodarczego wyczerpuje prawo do zezwalania na dalszy obrót takim egzemplarzem na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej, z wyjątkiem jego najmu lub użyczenia.” Innymi słowy właściciele praw autorskich nie mogą ograniczać dalszej odsprzedaży wprowadzonych już do obrotu egzemplarzy. Jednakże wobec braku jasnych ustawowych definicji egzemplarza i obrotu online, zdecydowana większość prawników interpretuje ten zapis jako dotyczący wyłącznie egzemplarzy fizycznych tj. nośników z utrwalonymi utworami.
Podsumowując: redigi.com należy traktować jako świadectwo postępującej „cywilizacji” sprzedaży on-line, wzrostu jej znaczenia na rynku oraz zmiany postrzegania pliku cyfrowego, stającego się pełnowartościowym produktem.
Małgorzata Sudoł, radca prawny, malgorzatasudol.com
Polskie regulacje prawne związane z prawem autorskim są spójne z prawem europejskim, ale odmienne od prawa amerykańskiego, które – także w tej sferze – charakteryzuje się znacznymi odrębnościami.
Dlatego amerykańscy prawnicy oceniają, że nabywca pliku muzycznego może go legalnie odsprzedać i nie narusza zakazów swojego prawa. Jednakże zasada ta nie rozciąga się na wszystkie systemy prawne świata.
W Polsce nabywca utworu chronionego prawem autorskim może wprowadzać go do dalszego obrotu, jeśli posiada licencję lub nabył prawa autorskie w zakresie, który mu to umożliwia. Tak się jednak nie dzieje, gdyż prywatnie nie nabywamy plików muzycznych w celu dalszej odsprzedaży, a jedynie do osobistego użytku; przysługuje on nam w ramach tak zwanej licencji ustawowej. Licencja ustawowa pozwala na przykład wykonywać utwory muzyczne na akademiach szkolnych – ustawodawca uznaje czasem, że interes społeczny, edukacja i nauka są ważniejsze, niż interes majątkowy twórcy. Licencja ustawowa jest jednak wąska. W ramach osobistego użytku możemy słuchać utworu w gronie rodzinnym czy towarzyskim, ale dalej licencja ustawowa nie sięga; oznacza to, że nie możemy go publicznie oferować do dalszej sprzedaży w sieci. Witryny, które legalnie sprzedają muzykę w sieci, uzyskały na to licencje od poszczególnych wydawców i autorów muzycznych. Są witryny, które ‘kojarzą’ tylko strony transakcji, odżegnując się od odpowiedzialności za udostępniane treści. Dzieje się tak właśnie dlatego, że taka sprzedaż plików muzycznych przez indywidualnych nabywców nieposiadających stosownych licencji jest po prostu nielegalna. Zdarza się pomysłowe obejście tego zakazu, poprzez wykreowanie stosunku towarzyskiego – do danego portalu trzeba zostać zaproszonym przez ‘znajomego’, co teoretycznie zrównuje taki portal z sytuacją prywatnego spotkania w gronie towarzyskim i pozwala na wymianę plików pomiędzy 'znajomymi’. Taka wymiana, aby udawanie znajomych było skuteczne, musi być jednak nieodpłatna, gdyż inaczej nikt nie uwierzy w nasze związki towarzyskie.
Podsumowując, odsprzedaż zakupionych prywatnie plików nie jest możliwa poprzez stronę działającą pod rządami polskiego prawa. Nie staje się legalna także w wypadku przekazywania 'datków’ na rzecz wytwórni i artystów; konieczne jest zawarcie umowy licencyjnej.