Galaxy Note 20 to już kolejna odsłona słynnego modelu Samsunga z rysikiem – tym razem model miał nas zaskoczyć swoją wszechstronnością i świetnym aparatem fotograficznym. Postanowiliśmy zatem zabrać tego smartfona na jesienny spacer i przetestować w terenie. Jednak nowa propozycja od koreańskiego producenta miała równie dobrze odnaleźć się w biznesie, dlatego nie omieszkaliśmy przetestować ją w domowym biurze. Jakie są rezultaty?
Zacznijmy od najważniejszej informacji, która wielu czytelnikom może rozjaśnić sytuację – Galaxy Note 20 5G to nie to samo, co Galaxy Note 20 Ultra, czyli flagowy model, o którym tak głośno było w świecie technologii. Można nawet powiedzieć, że te dwa modele niewiele mają ze sobą wspólnego – „perełka” Samsunga może pochwalić się lepszym wykonaniem, lepszym ekranem z częstszym odświeżaniem (120 Hz), lepszymi aparatami i penem, a także większą ilością RAM-u. Tak naprawdę jedyne to łączy te modele to procesor Exynos 990.
Czy jest zatem sens porównywać te dwa modele i narzekać, że podstawowy Note 20 jest dużo słabszą propozycją od Ultra? I tak, i nie – ze względu na to, że to ta sama rodzina urządzeń można zastanawiać się, dlaczego producent zrobił tak zupełnie różne od siebie wersje. Nikt jednak nie powiedział, że w tańszym modelu mamy się spodziewać takich samych parametrów, co w tym droższym. Zatem nasze testy zaczynamy nie od pytania, dlaczego Galaxy Note 20 nie jest tak samo dobry jak Note 20 Ultra, a od zagadnienia, czy ten model wart jest swojej ceny?
Samsung Note 20 5G kosztuje dzisiaj ok. 4800 zł. Zdecydowanie nie jest to mało, dlatego mamy wobec tego modelu niemałe oczekiwania. Zacznijmy od początku, czyli wyglądu, bo to pierwsza rzecz, na którą zwracamy uwagę po wyjęciu z pudełka. I tu niemałe rozczarowanie – plecki, co prawda w uroczym miedzianym odcieniu (Mystic Bronze), ale wykonane w 100% tworzywa sztucznego. Zgoda – taka obudowa nie potłucze się, ale mimo to wolałabym szklane. Po prostu plastikowy smartfon wygląda bardziej tandetnie.
Jeśli chodzi o ekran mamy tu 6,7 calowy wyświetlacz Super AMOLED o rozdzielczości 1080 x 2400 pikseli. Kolory wyświetla bardzo poprawnie – cieszy fakt, że nie podbija sztucznie kontrastów ani intensywności. Nieco gorzej wypada już kwestia odświeżania, która jest w tym wypadku tylko na poziomie 60 Hz. W związku z tym, że mieliśmy nie porównywać tego modelu z wersją Ultra przypomnimy tylko nieśmiało, że OnePlus ma odświeżanie 120 Hz, a Xiaomi Mi 10T Pro aż 144 Hz. A więc, jak na dzisiejsze standardy, Samsung wypada bardzo średnio.
Czas na ocenę jakości zdjęć. Wyspa na pleckach (niestety mocno wystająca) składa się z trzech obiektywów – 12 MPix, f/1.8, Dual Pixel PDAF (aparat główny), 64 MPix, f/2.0, PDAF, optyczna stabilizacja (3x zoom optyczny), 12 MPix, f/2.2, PDAF (szeroki kąt).
Efekty działania tych aparatów są naprawdę zaskakująco dobre – autofocus działa dobrze, ładnie rozmywa tło na portretach, kolory są w miarę naturalne (co mnie cały czas zaskakuje w przypadku Samsunga). Jest wyraźnie, szczegółowo, intensywnie. Szorki kąt działa świetnie, ale tylko przy dobrym oświetleniu – we wnętrzach widać dużą różnicę w jakości między działaniem obiektywu szerokokątnego, a głównego.
Trudno cokolwiek więcej powiedzieć w przypadku automatycznego trybu robienia zdjęć – dużo więcej frajdy i satysfakcji miałam podczas używania trybu manualnego. Wtedy dopiero Samsung pokazuje, ile pod względem fotograficznym można wycisnąć z tego sprzętu. Ręczne ustawianie ostrości, kolorystyki, ekspozycji światła – naprawdę warto zagłębić się w te parametry, bo moim zdaniem to przynosi najlepsze efekty.
Gwiazdą tego modelu jest jednak rysik – ulepszony względem poprzednika Note 10. Na plus jest na pewno krótszy czas reakcji – teraz jest na poziomie 26 ms. I naprawdę czuć tę różnicę w porównaniu do poprzedniego modelu smartfona, gdzie ten wynik wynosił wynosił aż 42 ms. Używanie go na tym dość sporym ekranie jest naprawdę wygodne i przyjemne – czasem zamiast tradycyjnie wystukać wiadomość na klawiaturze, wolałam napisać ją odręcznie za pomocą pena i zamienić ją później automatycznie na tekst „cyfrowy”.
Do czego jeszcze przydał nam się rysik w pracy? Do robienia notatek na zdjęciach i do przygotowywania grafik na social media. Fajną opcją jest też sterowanie smartfonem za pomocą gestów rysika – machnięcie w prawo lub w lewo, czy wykonanie okręgu, może zmienić menu aparatu, oddalać lub przybliżać obraz czy zmienić przednią kamerę na tylną.
Jeśli chodzi o zastosowanie biznesowe tego smartfona to na pewno niebagatelne znaczenie ma bateria – w Note 20 ma ona pojemność 4300 mAh, a więc nie ma szału i czeka nas raczej częste zasilanie energią. Do ładowania urządzenia możemy wykorzystać ładowarki indukcyjne (15 watów), zwrotne i przewodowe (25 watów).
Skoro pod wieloma względami Samsung prezentuje się dość przeciętnie, to czy warto w niego inwestować 4800 zł? Rozumiemy renomowaną markę, możliwość obsługi sieci 5G, dobre aparaty fotograficzne… ale ten sprzęt nie zrobił na nas większego wrażenia. Z takim budżetem w portfelu szukałabym ciekawszej alternatywy.