Tworzymy demokratyczny marketplace w kosmosie: Grant Blaisdell (Copernic Space)

Dodane:

Przemysław Zieliński Przemysław Zieliński

Tworzymy demokratyczny marketplace w kosmosie: Grant Blaisdell (Copernic Space)

Udostępnij:

Rewolucję mają w nazwie, a demokratyzacja to ich misja. Jaką nową jakość niesie Copernic Space w kontekście tworzenia kosmicznego, szeroko dostępnego rynku? Na kilka miesięcy przed startem ich pierwszej samodzielnej księżycowej misji z CEO startupu Grantem Blaisdellem rozmawiamy o tokenizacji na Srebrnym Glowie, nowym rodzaju marketplace, kosmitach i samotności marsjańskiego łazika.

Skąd Kopernik w Waszej nazwie?

Copernic Space powstał na trzydziestoletnim dziedzictwie, które zaczął budować mój dziadek Tadeusz Gajewski. Wraz z Mirosławem Hermaszewskim stworzył on pierwsze, oryginalne polskie programy kosmiczne. Mimo że firma nie jest formalnie polska, to bardzo mocno utożsamiamy się z polską historią w obszarze kosmosu. Chcemy też komunikować na zewnątrz związki z Polską. Drugim aspektem nazwy jest sama postać Mikołaja Kopernika i to, co sobą reprezentował. Kopernik to symbol rewolucji, nowego spojrzenia nie tylko na kosmos, ale także na nas samych i na Ziemię, na której żyjemy. Chcieliśmy w tej anglojęzycznej, w tej globalnej rzeczywistości zainspirować ludzi Kopernikiem. Sami dużo z niego czerpiemy: nasz zespół też ma w sobie rewolucyjny zapał i chęć zmiany nie tylko tego, jak patrzymy i podchodzimy do kosmosu, ale także tego, jak patrzymy i podchodzimy do siebie i do Ziemi.

Za jeden ze swoich nadrzędnych celów stawiacie „demokratyzację kosmosu”. Co przez to rozumiecie?

To najważniejsza dla nas wartość. I ją także zaczerpnęliśmy od mojego dziadka. To on napisał kiedyś pracę w pełni poświęconą idei demokratyzacji dostępu do przestrzeni kosmicznej, opublikowaną zresztą przez NASA. Wiele firm w swoich przekazach marketingowych odwołuje się do tej idei. Ale my idziemy krok dalej. Dla nas demokratyzacja oznacza stworzenie marketplace dla procesów, modeli oraz doświadczenia. Nasz marketplace ma być przestrzenią, w której każdy typ firmy, organizacji czy dowolny indywidualny użytkownik ma takie same szanse na aktywność, zarobkowanie, korzystania czy posiadanie własności w kosmicznej przestrzeni.

Słowo „własność” jest bardzo ważne w naszej idei demokratyzacji. W Copernic Space nie mówimy tylko o tym, że teraz 10 milionerów może znaleźć się w przestrzeni kosmicznej. To nie jest dużo demokratyzacji, jest to pewien poziom demokratyzacji. My ten poziom rozszerzamy. Chcemy obniżyć koszty, uprościć zasady. Chcemy doprowadzić je do takiego poziomu, który będzie ekonomicznie dostępny dla większości osób, organizacji lub firm. Tę dostępność chcemy podarować całemu rynkowi, dać ludziom prawdziwą własność. Kosmiczna przestrzeń musi być bardziej zdecentralizowaną i demokratyczną gospodarką.

Czy Wy jako startup możecie do tego doprowadzić?

Kosmiczny rynek dopiero co się buduje i możemy mieć na niego wpływ. Chcemy wykorzystać tę szansę i stworzyć najprawdopodobniej największy oraz najbardziej wartościowy rynek. Chcemy postawić go na zupełnie nowych fundamentach, odmiennych od tych, na których powstały inne rynki. Postrzegamy siebie jako pionierów w wytyczaniu standardów tokenizacji i cyfrowej komercjalizacji. Głównym modelem biznesowym SpaceX jest to, że ludzie płacą im za to, żeby mogli za pomocą rakiet firmy Muska wysłać swoje rzeczy w kosmos. Przez dwa lata razem z ważnymi graczami rynkowymi – jak Lunar Outpost, Astrobotic, Axiom Space – pracowaliśmy nad standardem, który pozwoli rynkowi komercyjnemu wysyłać przedmioty w kosmos, a potem je tokenizować i zamieniać na cyfrowe zasoby. Nowy zasób może powstać z tego, co wysyłamy do przestrzeni, zyskując tym samym tajemniczość i ekonomiczną wartość.

Nasze pionierskie podejście polega na tym, że inwestujemy własny kapitał za pomocą naszych własnych zasobów, ponosimy ryzyko i w ten sposób demokratyzujemy dostęp do przestrzeni kosmicznej.

Co było łatwiejsze: wystartować ze startupem z rewolucyjnym podejściem do demokratyzacji kosmosu czy wystartować z kosmiczną misją?

Czasem stresuje Cię coś, co teoretycznie nie powinno Cię stresować. Dopiero później odkrywasz, dlaczego to generowało w Tobie takie napięcie. Później z kolei wielkie wydarzenie, obarczone wielkim ryzykiem, wywołuje w Tobie o wiele mniejsze nerwy niż mogłoby Ci się wydawać. Dla mnie największym stresem było zadbanie o to, aby naszą pracę wykonywać dokładnie.

Miałem już wiele startupów. Pierwszy z nich prowadziłem jeszcze jako dzieciak, mając 19 lat. Przegrywałem wiele razy. Ale już mój ostatni startup przed Copernic Space, czyli Coinfirm, był ogromnym sukcesem. W czasie tej biznesowej podróży wiele się nauczyłem. Przede wszystkim tego, przyjmować odmowę, i to właściwie każdego dnia. Tak właśnie było z Copernic Space. Ludzie albo nas rozumieli – albo nie. Jest wiele sławnych ludzi czy nawet noblistów, którzy bardzo mylili się w swoich sądach. Ludzie nie dostrzegają wszystkiego. Na szczęście, my widzimy tych ludzi, których inspiruje nasza działalność.

Jak radziłeś sobie z negatywnym nastawieniem czy odmowami potencjalnych inwestorów?

Nie możesz martwić się opinią każdego, gdyż to zabiera Ci energię. Sam musisz ustalić, kogo słuchać, a kogo nie. Ale nie możesz odciąć się od wszelkiej krytyki. Nie możesz pozwolić na to, aby ludzie poczuli od Ciebie złe emocje, które pojawiają się, gdy słyszysz „nie”. Pomyśl, co to konkretne „nie” może dla Ciebie znaczyć i czego możesz się z tego nauczyć. Pomyśl o inwestorach i funduszach VC. Pomyśl o innowatorach i founderach. Jaka jest ich postawa? Jaka jest ich kultura? W co tak naprawdę inwestują ci ludzie?

Amazon musiał najpierw zdobyć pieniądze od swoich przyjaciół, aby fundusze VC zaczęły inwestować w tę platformę. Elon Musk z SpaceX sam musiał zainwestować pierwsze 100 milionów i praktycznie samodzielnie ufundował start rakiety.

W Copernic Space mamy świetną grupę VCs i strategicznie myślących aniołów biznesu. Wierzą oni w naszą misję i podzielają naszą długoterminową wizję. Nie oczekują ode mnie, żebym każdego tygodnia raportował im liczby, wykresy, statystyki. Rozumieją, że to, co robimy, jest wielkie. Trudne. Ryzykowne. Ale wiedzą też, że wynagrodzenie jest bardziej niż adekwatne.

Demokratyzacja to idea. A konkret? Na czym konkretnie polega Wasza kosmiczna misja?

Większość ofert na naszej platformie pochodzi od innych firm kosmicznych wykorzystujących platformę do sprzedaży swoich aktywów, takich jak nasza sprzedaż z polską firmą rakietową SpaceForest. Tym razem mieliśmy własną misję. Pozyskaliśmy własną przestrzeń na nadchodzące lądowanie na Księżycu i uruchomiliśmy nie tylko własną misję, ale także pierwszą zdemokratyzowaną sprzedaż umożliwiającą rynkowi komercyjnemu i osobom prywatnym wysyłanie różnego rodzaju aktywów na Księżyc w ramach naszej misji. Pozwalamy ludziom kupować miejsce w naszej kapsule umieszczonej w lądowniku księżycowym Firefly Blue Ghost, startującym na rakiecie SpaceX. Następnie wykorzystujemy naszą platformę do tokenizacji tych produktów w to, co nazywamy aktywami kosmicznymi w świecie rzeczywistym. Ten rodzaj aktywów jest reprezentowany przez NFT – czyli cyfrowy certyfikat własności. Należy jednak pamiętać, że Copernic Space nie wysyła tylko NFT, ponieważ byłoby to sprzeczne z naszym modelem biznesowym. Używamy NFT jako rozwiązania technologicznego, aby zapewnić naszym klientom dostęp do własności, handlu i funkcjonalności tego, co nazywamy rzeczywistymi zasobami kosmicznymi. Oznacza to, że nasi uczestnicy Moon Sale nie tylko wysyłają swoje aktywa na Księżyc, ale mają do nich weryfikowalną własność, którą mogą handlować i wykorzystywać na Ziemi.

Czujemy i wiemy, że ustanowiliśmy nowy standard sprzedaży i udostępniania takich zasobów. Kiedy produkty naszych klientów lądują na Księżycu, w kolejnym kroku zamieniamy je w zasoby kosmiczne. Wszystko po to, by ludzie na Ziemi mogli je kupować i posiadać. Po zakończeniu naszej misji będzie można kupować i handlować różnymi aktywami, które umieścimy na Srebrnym Globie.

Tworzymy rodzaj kosmicznej gospodarki, w której aktywa i możliwości są zarówno dostępne, jak i skalowalne. Sprawiamy, że przestrzeń kosmiczna wkracza w erę cyfrową.

Zabierane przez Was przedmioty lecą w kosmos i tam zostają w swojej niezmienionej formie?

Tak, pozostają na Księżycu na zawsze albo do momentu, w którym jakaś misja astronautów zdecyduje się wyciągnąć je i zacząć coś z nimi robić. Mówiąc wprost, wszystko, co jest na Księżycu, pozostaje na Księżycu. Można to zweryfikować, ponieważ nasi klienci otrzymują real-world space assets, będące reprezentantami przedmiotów pozostawionych na Księżycu. Stworzyliśmy nowy typ artystyczny, istniejący na północy Księżyca, zyskujący nową wartość i ekonomiczną żywotność. Żywotność, gdyż te przedmioty są zabezpieczone w wyjątkowo odpornych kapsułach. Cyfrowe zasoby przechowywane są na dyskach twardych, stworzonych specjalnie na tę okoliczność. Testujemy także nową technologię, która nazywa się CeraByte. Mówiąc w skrócie, ma ona gwarantować to, że cyfrowe zasoby będą możliwe do odczytania także po miliardach lat. Nawet więc w wypadku inwazji tajemniczych obcych, którzy mieliby wylądować na północy Księżyca i odkryć tam nasze dysku twarde, będą mogli oni przeczytać znajdujące się na nich dokumenty.

A propos kosmitów, to czy nie obawiasz się czarnego PR ze strony ludzi wyznających spiskową teorię dziejów? Do dziś lądowanie misji Apollo 11 na Księżycu jest kwestionowane.

Byliśmy w tym roku Davos na Forum Ekonomicznym. Występowałem na kilku wydarzeniach, pozyskałem kilku partnerów dla naszej misji. Pewnego dnia podszedł do mnie człowiek i twierdzi, że jest typem conspiracy guy. I wierzy, że to pierwsze lądowanie na Księżycu się nie wydarzyło. Odpowiedziałem mu, aby pomyślał logicznie: czy naprawdę te tysiące inżynierów, naukowców, oficjeli, pracowników administracyjnych, te wielkie rzesze ludzi miałyby ze sobą współpracować, aby stworzyć taką ułudę i utrzymywać ją przy życiu przez blisko 60 lat? Że ten ogrom ludzi utrzymywałby spokój i milczenie przez tak długi czas? To po prostu nie jest logiczne.

Przyznał mi, że mam rację. I przy okazji, został naszym partnerem, pomaga nam teraz rozwijać naszą Fundację Lady Rocket w rejonie Adriatyku.

To jest nasz sposób na czarny PR: unieszkodliwiamy go mieszanką miłości i logiki. Nie myślimy o takich teoriach za dużo. Zawsze będą istnieć i to jest nawet na swój sposób zabawne, nieprawda?

NASA, rekrutując swoich astronautów, ma bardzo ściśle określony profil ludzi, których poszukuje do swojego zespołu. A czy Copernic Space ma sprofilowanych swoich klientów?

Święty Graal, jaki tworzymy to otwarcie rynku kosmicznego dla szerokiego grona klientów i dla różnych rynków konsumentów. Odkrywamy w ten sposób, jakie firmy czy osoby są najbardziej zainteresowane dostępem do kosmosu. Dlatego mimo że pewne profile przedsiębiorstw pasują do naszej misji bardziej niż inne, to kosmiczny przemysł dotknie prawie każdy rynek. A zatem profile naszych klientów będą ekstremalnie zróżnicowane.
Póki co zaczynamy od współpracy z firmami działającymi w obszarze sztucznej inteligencji, jak na przykład SophiaVerHanson Robotics, która stworzyła robota Sophia. Nasi partnerzy to także firmy motoryzacyjne, jak Flash Motors, czyli innowator w obszarze transportu i motoryzacji. Swoją ofertę kierujemy do świata sztuki. W naszej rakiecie znajdzie się warta wiele milionów prywatna kolekcja dofinansowana przez Zelimira Ilica. Współpracujemy także z polskimi inicjatywami artystycznymi jak TheMint.Art, a także z szeregiem inicjatyw mających rozwijać sztukę, taniec czy muzykę wśród dzieci.

Co zyskają klienci Copernic Space dzięki współpracy z Wami?

Stawiamy na to, że dzięki naszej księżycowej misji ich produkty zyskają na wartości. To się nie stanie samo z siebie. Dlatego już teraz współpracujemy z niektórymi klientami i partnerami misji nad marketingiem. Co-founderka Copernic Space, Eva Gajewska-Blaisdell, która jest moją matką i która kojarzona jest także pod pseudonimem Lady Rocket, uczestniczyła niedawno w Super Bowl LVIII w Las Vegas. Była tam z Flash Motors, jednym z naszych głównych klientów. I to tam promowała całe wydarzenie, przy okazji zwracając uwagę na innowacyjność Flash Motors. To dopiero początek długiej, bo blisko całorocznej kampanii marketingowej, podczas której będziemy razem z klientami promować ich księżycowe produkty.

Niektóre z nich, takie jak kolekcja artystyczna Zelemira Ilica, będą miały właściwie galerie artystyczne. Zorganizujemy pre- i post-sales takich zasobów. Oczekujemy, że w ten sposób wygenerujemy dla nich więcej pieniędzy niż nawet w wyniku inicjalnej sprzedaży.

W tym i w następnym roku będziecie widzieć sporo marketingowych akcji i kampanii prowadzonych z naszymi partnerami, artystami czy firmami. Działania te będą służyć sprzedaży ich produktów na rynku. Będziemy także na szeroką skalę pokazywać nowy sposób komercjalizacji i sprzedaży poprzez dostęp do nowego, wcześniej nieosiągalnego miejsca – kosmosu.

Na jakim etapie przygotowań jesteście teraz?

Najważniejsze jest to, że zakończyliśmy etap sprzedaży miejsca w naszej rakiecie. Teraz potrzebujemy kilku miesięcy, żeby przygotować dokumentację do firmy odpowiedzialnej za przygotowanie przedmiotów do lotu w kosmos. Jednocześnie, jesteśmy w trakcie opłacania podatków, niezbędnych przy tego typu wydarzeniach. Gdy wszystkie przedmioty zostaną już ubezpieczone i umieszczone w Lunar Lander, poinformujemy o tym naszych klientów, stworzymy dla nich cyfrowe certyfikaty i karty reprezentujące ich przedmioty.

Jak uważasz, dlaczego firmy decydują się na współpracę z Wami?

Wiemy, że w ciągu najbliższych pięciu lat przestrzeń kosmiczna stanie się niesamowitą okazją do interakcji dla różnych branż. Dobrym przykładem jest jeden z naszych klientów i przyjaciół tegorocznej misji, Sophiaverse AI, wizjonerska firma stojąca za robotem Sophia. Tworzymy nowe możliwości generowania przychodów w kosmosie, w tym przypadku na Księżycu i umożliwiamy rynkom komercyjnym i konsumenckim czerpanie korzyści z nowych rynków. Marki i mainstreamowi artyści również widzą w naszej ofercie duży potencjał twórczy.

Nasza kampania marketingowa, prowadzona wraz z naszymi klientami, promująca jesienną misję, dopiero zacznie zwiększać swoją intensywność. Mieliśmy pewne strategie, pewne rozwiązania, ale tak naprawdę chcieliśmy uwolnić potencjał rynku, umożliwić ludziom uwolnienie ich kreatywności w zakresie tego, co może im dać Księżyc. Chcieliśmy być bardzo otwarci i pozwolić rynkowi mówić sam za siebie.

Co klienci zamierzają wysłać na Księżyc w ramach Waszej misji?

Będą to pierwsze zasoby księżycowe, które zostaną tokenizowane w celu zakupu i handlu. Możemy pochwalić się, że przekazano nam przełomowe przedmioty. Jakie? Na przykład nasz partner, Avisa Space wysyła na Księżyc swoje dokumenty rejestracyjne. Po powrocie na Ziemię przedstawiciele firmy zabiorą swoje aktywa kosmiczne, weryfikujące dokumenty rejestracyjne na Księżycu i zaniosą je do właściwego urzędu w Chorwacji. Tam uzyskają stosowny certyfikat i tym samym staną się pierwszą firmą zarejestrowaną na powierzchni Księżyca. Cudos wysyła kod programowania. Flash Motors zdecydował się zaprojektować własne skutery księżycowe – te wyróżniające się wysoką wydajnością, a SophiaVerse AI wysyła swoje moduły AI.

Dziś lecicie w kosmos z przedmiotami klientów. A jutro?

Będziemy uruchamiać więcej własnych misji, jednocześnie rozszerzając ofertę innych przedsięwzięć kosmicznych na naszym rynku. Obejmuje to rozszerzenie rodzajów oferowanych zasobów kosmicznych, na przykład współpracujemy z partnerami w celu stworzenia standardu zwiększającego dostęp do rozwiązań opartych na obrazie satelitarnym. Wierzymy, że mogą one zmienić świat. Tak więc jeszcze w tym roku pojawi się więcej możliwości wysyłania i tworzenia zasobów w kosmosie, pozyskiwania namacalnych rozwiązań w zakresie danych satelitarnych, własności intelektualnej, a także bezpośrednich inwestycji w przedsięwzięcia kosmiczne. Planujemy wielki rok, a wraz z nim dużą rundę inwestycyjną.

A co Ty poślesz na Księżyc?

Moje pierwsze startupy były związane z mediami cyfrowymi, do dziś jestem muzykiem i partnerem Big Idea, odnoszącej sukcesy firmy muzycznej znanej między innymi z Clout Festival w Warszawie. Nie będzie więc zaskoczeniem, że wyślę swoje piosenki. Swego czasu NASA opublikowała dźwięk nagrany przez marsjański łazik Perseverance. Podzieliłem się nimi z Adamem Brodskim, producentem muzycznym z Private Press i współtwórcą ścieżki dźwiękowej do gry Cyberpunk 2077. I przy użyciu wyłącznie tych dźwięków Adam stworzył beat. Niesamowity, futurystyczny beat. Na jego podstawie napisałem i nagrałem piosenkę o tym, co czułby ten marsjański łazik, gdyby miał świadomość. Gdyby wiedział, że został sam na wieczność, na odległej planecie, gdzie przyjdzie mu umrzeć w samotności.

Na Księżyc wysyłamy też przedmioty, dzięki którym chcemy kontynuować działalność charytatywną naszej Fundacji Lady Rocket. W ten sposób wspieramy tych, którzy potrzebują pomocy. Są to między innymi inicjatywy dla młodych polskich artystów i studentów.

Działalność charytatywna jest ważna dla Copernic Space, nieprawdaż?

Moja mama i co-founderka Copernic Space w 2017 roku założyła fundację Lady Rocket. Prowadzimy programy edukacyjne w szkołach na całym świecie, od Kalifornii przez region Adriatyku aż po Ukrainę. Jedna z naszych inicjatyw nazywa się Space Barbie. Kilka miesięcy temu w rakiecie Space Forest umieściliśmy lalkę Barbie, a dokładniej model lalki-kosmonautki. Gdy lalka wróciła na Ziemię, wysłaliśmy ją do młodej Ukrainki, mieszkającej na terenie objętym rosyjską inwazją.

Waszą wcześniejszą kosmiczną misję organizowaliście we współpracy z pośrednikiem Lunar Outpost. Teraz działacie w pełni samodzielnie. To pewnie dużo nowych obowiązków?

To była świetna decyzja strategiczna i jedna z najlepszych decyzji, jakie podjąłem jako CEO i współzałożyciel Copernic Space. Nie był to jednak łatwy krok, ponieważ wiązał się z dużym ryzykiem po naszej stronie. Nie tylko ryzykiem finansowym związanym z wydatkowaniem środków na pozyskanie ładunku dla naszej misji. Ale jaki jest najlepszy sposób, aby udowodnić, że to, co robisz, jest drogą przyszłości? Zrobić to samemu. Sami wiedzieliśmy, że sukces tej misji ugruntuje naszą pozycję lidera na rynku i zasadność dostarczanych przez nas rozwiązań.

Chcę podkreślić, że Copernic Space to nie SpaceX. Nie budujemy własnych rakiet. Jesteśmy platformą i rynkiem, dzięki któremu wszystkie te możliwości w kosmosie są równie dostępne i korzystne. Kto będzie Amazonem i Nasdaqiem kosmosu? Odpowiadamy na te kluczowe potrzeby.

Jak bardzo stresujące jest planowanie takiej misji na Księżyc?

Kosmos już teraz jest ogromnym rynkiem, który wkrótce stanie się jednym z najbardziej wartościowych na Ziemi. Działające na nim firmy są zazwyczaj tworzone przez geniuszy, którzy wiedzą, jak rozwiązywać konkretne problemy. Ale nie wszystkie firmy mają rozwinięty zmysł biznesowy. Nie wszystkie znają się na sprzedaży cyfrowej. Nie działają szybko. Czasami brakuje im elastyczności, mają swoje sztywne bariery, które utrudniają im rozwój, a także szerszy dostęp do rynku komercyjnego.

Nasze podejście polega na dostarczaniu rozwiązań i powiązanych modeli, które wypełniają te luki, przełamują te bariery zarówno dla firm kosmicznych, jak i rynku komercyjnego. Zainwestowaliśmy w tę firmę całe nasze życie, nie mówiąc już o własnych pieniądzach. To stresujące. Wiemy jednak, że Copernic Space odpowiada za cele i marzenia milionów ludzi i firm. To wielka odpowiedzialność, ale świadomość, że spełniamy te marzenia, że wprowadzamy tych ludzi i te firmy do gospodarki kosmicznej, jest bardzo satysfakcjonująca i spełnia marzenia mojego dziadka. W trakcie tego procesu nawiązaliśmy wiele relacji z nowymi klientami, usługodawcami. Pozyskaliśmy nowych przyjaciół i partnerów. Wszyscy oni tworzą rosnącą rodzinę Copernic Space.

Na kiedy planujecie start swojej misji?

Przemysł kosmiczny jest dynamiczny i daty często się tu zmieniają. Generalnie, datę wyznaczyliśmy na drugą połowę 2024 roku. Myślimy, że start nastąpi pod koniec trzeciego kwartału. Jak pokazują ostatnie przypadki, trudno o precyzję i przewidywalność w kwestii dat. Na przykład Lunar Outpost, czyli firma, z którą współpracowaliśmy przy poprzedniej misji, wciąż nie wystartowała ze swoim kolejnym kosmicznym przedsięwzięciem.

Warto było podjąć takie ryzyko?

Warto. Ta samodzielność pozwoliła nam kontrolować proces biznesowy. Sami mogliśmy decydować o przyjmowanych standardach, mogliśmy być bardziej elastyczni w naszych transakcjach. Dlatego nie żałujemy tego, że od początku działamy na własnych zasadach.

Czytaj także: