Coraz więcej startupów jest wspieranych przez inwestorów na New Connect – Miłosz Mazurkiewicz

Dodane:

Kasia Krogulec Kasia Krogulec

Coraz więcej startupów jest wspieranych przez inwestorów na New Connect – Miłosz Mazurkiewicz

Udostępnij:

– W tym roku na New Connect zadebiutowało do tej pory jedynie 7 spółek, jednak coraz więcej deklaruje chęć pojawienia się na NC w kolejnych miesiącach. Na parkiecie obserwujemy dobrą passę spółek technologicznych, deeptechowych, rozwijających zaawansowane technologie. Mają one istotną przewagę technologiczną i barierę wejścia dla konkurencji. Kiedyś tego typu spółki – o wysokim potencjale, ale również podwyższonym ryzyku, mogły liczyć przede wszystkim na środki od funduszy VC, które z definicji inwestują w projekty podwyższonego ryzyka. Teraz coraz więcej z tych spółek jest wspieranych przez inwestorów na NC – mówi inwestor, Miłosz Mazurkiewicz.

Jest Pan inwestorem związanym z GPW i NC, ale w sposób, o którym by chyba nikt nie pomyślał (uśmiech).

Miłosz Mazurkiewicz: Jestem inwestorem, który przez kilkanaście lat aktywnie inwestował na GPW i New Connect.

Czy branża VC/angel inwestorzy korzystają z jakichś narzędzi pomocnych przy inwestycjach?

Synaptic, Specter, PhantomBuster, bazy danych dotyczące transakcji na rynku VC: PitchBook, Crunchbase, Dealroom, narzędzia wspomagające i automatyzujące relacje z obecnymi i potencjalnymi klientami: Affinity, Airtable, HubSpot, narzędzia wspomagające: Calendly, Zapier, Notion itp.

Jak wygląda aktualnie sytuacja startupów na New Connect? Czy obserwujemy spadek zainteresowania polskich founderów giełdą, czy jest wręcz przeciwnie?

Myślę, że po okresie niepewności i zawirowaniach związanych z wybuchem wojny na Ukrainie, wysokimi stopami procentowymi, spadkiem apetytu na inwestycje podwyższonego ryzyka, nadchodzi okres w którym możemy spodziewać się zwiększonej ilości debiutów – szczególnie na mniejszym parkiecie. W tym roku na New Connect zadebiutowało do tej pory jedynie 7 spółek, jednak coraz więcej deklaruje chęć pojawienia się na NC w kolejnych miesiącach. Na parkiecie obserwujemy dobrą passę spółek technologicznych, deeptechowych, rozwijających zaawansowane technologie. Mają one istotną przewagę technologiczną i barierę wejścia dla konkurencji. Kiedyś tego typu spółki – o wysokim potencjale, ale również podwyższonym ryzyku, mogły liczyć przede wszystkim na środki od funduszy VC, które z definicji inwestują w projekty podwyższonego ryzyka. Teraz coraz więcej z tych spółek jest wspieranych przez inwestorów na NC.

Dlaczego woli Pan inwestować samodzielnie? Jakie zalety ma bycie business angelem nad VC?

Przez lata byłem i nadal jestem inwestorem indywidualnym. Odpowiada mi bycie osobą niezależną. Samodzielne inwestowanie daje dużą elastyczność. Inwestorów możemy podzielić się na tych, którzy działają proaktywnie – starają się samodzielnie wyszukiwać i docierać do ciekawych okazji inwestycyjnych (ja do takich należę) i tych którzy działają bardziej pasywnie – choćby ze względu na ograniczoną ilość czasu, czy brak odpowiedniej wiedzy, wolą powierzyć pracę związaną z wyszukiwaniem inwestycji i przeprowadzeniem transakcji innym.
Osoby które zamierzają inwestować w spółki na wczesnym etapie rozwoju, mają do wyboru wiele opcji. Mogą to robić samodzielnie – docierając do spółek bez pośredników, wykorzystując własne doświadczenie, wiedzę, kontakty (tzw. network). Mogą dołączyć do organizacji zrzeszających aniołów biznesu – np Cobin Angels lub Sterling Angels – gdzie uzyskają wsparcie w procesie pozyskiwania i analizowania okazji inwestycyjnych – w tym dostęp do dużej ilości projektów. Mogą także dołączyć jako LP (limited partner) do wybranego funduszu VC – powierzając dobór spółek zarządzającym. Są również opcje pośrednie – takie jak kooinwestycje z funduszem VC. Wariantem który dla mnie jest szczególnie interesujący, jest uczestniczenie w grupie inwestorów/aniołów biznesu (najlepiej jeśli jest to grupa osób które dobrze się znają) którzy łącznie mają silniejszą pozycję negocjacyjną w rozmowach ze spółkami, a dodatkowo wzajemnie się wspierają i uzupełniają w całym procesie. Mam okazję należeć do takiej grupy i bardzo to sobie cenię.

Czy kierunki Pańskich inwestycji mają po prostu związek z Pańskimi zainteresowaniami, czy są to sektory, które uznaje Pan za dochodowe?

Tak się składa, że większośc spółek z mojego portfela to deeptech. Zgodnie z definicją są to spółki, które opracowują unikalne i nowatorskie rozwiązania technologiczne. Spółki te, z jednej strony wymagają najczęściej sporych nakładów finansowych, ale z drugiej ich produkty są trudne do odtworzenia przez konkurencję, co zapewnia im istotną przewagę rynkową. Inwestowanie w tego typu spółki jest zgodne z moimi zainteresowaniami. Mam również satysfakcję z tego, że wspierając je, mogę dołożyć małą cegiełkę do opracowania nowatorskich rozwiązań, które w przyszłości mogą zmienić nasze życie. Przyjemnością jest także możliwość obcowania z ludźmi pełnymi pasji, których ambicje dotyczą przede wszystkim rozwoju technologii nad którymi pracują, wdrażania nowatorskich rozwiązań, nie sprowadzają się jedynie do zarabiania pieniędzy.
Staram się inwestować w polskie spółki, które mają potencjał do osiągnięcia sukcesu nie tylko w Polsce, ale przede wszystkim na rynkach światowych. Tak jest w przypadku spółki Noctiluca (która opracowuje nowoczesne materiały OLED i której produktami zainteresowane są największe światowe koncerny elektroniczne znane nam wszystkim ze sklepów RTV), Fresh Inset (która opracowała unikalną metodę przedłużania świeżości zebranych warzyw, owoców i kwiatów, a która to we współpracy z topowymi zagranicznymi partnerami, jest w trakcie rejestracji swojego rozwiązania na światowych rynkach), czy MediSensonic który jest o krok od wdrożenia unikalnego w skali światowej bezinwazyjnego glukometru do całodobowego monitorowania poziomu glikemii, wykorzystującego technologię mikrofalową. Jestem również akcjonariuszem QNA Technology (synteza koloidalnych, półprzewodnikowych kropek kwantowych), Scanway (producent instrumentów optycznych dla branży kosmicznej i przemysłowych systemów wizyjnych), a niedawno stałem się udziałowcem spółki która ma szansę wejść przebojem do branży „high security”. W moim przypadku, wyjątkiem potwierdzającym regułę, jest spółka Digital First AI – z branży Martech/SaaS, w którą zainwestowałem ze względu na wysoko oceniany produkt, doświadczony zespół, wysoką dynamikę wzrostu i międzynarodowy akcjonariat.

Na ile obecnie crowdfunding jest konkurencyjny dla branży VC?

W przypadku crowdfundingu z definicji akcjonariat jest bardzo rozdrobniony. Ma to swoje plusy, w przypadku firm działających w modelu B2C którym może zależeć na wytworzeniu mody lub hype na swoją markę (np kluby sportowe, browary) ponieważ spółka zyskuje duże grono osób które mogą ją polecać, zachwalać w mediach społecznościowych, wśród znajomych, rodziny itp. jednak w pozostałych przypadkach, takie rozproszenie akcjonariatu może być problematyczne zarówno dla inwestorów jak i samej spółki. W przeszłości pojawiały się problemy związane z niewystarczającą weryfikacją ofert, co w połączeniu z adresowaniem emisji do nieprofesjonalnego inwestora indywidualnego skutkowało w niektórych przypadkach zawyżonymi, oderwanymi od realiów wycenami. Do tej pory niewiele spółek po crowdfundingu zadebiutowało na giełdzie lub w inny sposób umożliwiło dezinwestycję. Widzę natomiast miejsce dla podmiotów organizujących crowdfunding, które dołożą starań by do ich oferty trafiali zweryfikowani, wartościowi emitenci, a nie firmy które nie spełniają wymogów innych form finansowania. Wg mnie obecnie crowdfunding nie stanowi istotnej konkurencji dla VC.

Czy obecnie doświadczamy „złotego czasu” dla aniołów biznesu? (z uwagi na problemy z pozyskaniem finansowania od VC)

W skrócie – tak. W Polsce kapitał funduszy VC w 80% był wspierany pieniędzmi publicznymi. W tym momencie zdecydowana większość tych programów dobiega lub dobiegła końca. Jest to bardzo dobry czas nie tylko dla aniołów biznesu ale ogólnie dla prywatnego kapitału. Czas który pozostał do uruchomienia kolejnych programów, można wykorzystać do zbudowania wartościowego portfela spółek nabytych w dobrej cenie. Kiedy za rok – półtora, pojawią się środki z nowych programów, powinno to pozytywnie wpłynąć na wyceny spółek w kolejnych rundach ze względu na zwiększony popyt. Wg moich obserwacji, obecnie spółki są znacznie bardziej otwarte na indywidualnych inwestorów niż 2-3 lata temu. Nie trzeba mieć statusu Inwestora profesjonalnego (lub alternatywnie dysponować kwotą rzędu 100 tys Euro), aby rozmawiać ze spółkami na temat wejścia kapitałowego na wczesnym etapie. Teraz w przypadku wielu spółek ten pułap jest zdecydowanie niższy – 100 lub nawet 50 tys. złotych.

Obecnie Europejska Rada ds. Innowacji (EIC) jest największym europejskim inwestorem typu venture capital. Niektórzy uważają, że publiczne pieniądze nie są najlepszym rozwiązaniem dla branży startupowej i należałoby je omijać. Jakie jest Pańskie zdanie?

Tutaj znowu warto zauważyć, że wspomniany EIC wspiera innowacyjne rozwiązania, mogące przynieść istotną zmianę technologiczną. Zarówno na świecie jak i w Polsce, środki publiczne w znacznym stopniu zapoczątkowały inwestycje w deeptechowe projekty na najwcześniejszym (seedowym i pre-seedowym) etapie, kiedy ryzyko inwestycyjne jest największe. Umożliwiło to wielu polskim naukowcom wsparcie prac badawczo-rozwojowych. Dzięki tym programom powstał cały ekosystem wspierający finansowanie startupów technologicznych, który na późniejszych etapach jest w istotnym stopniu zasilany przez środki prywatne. Oczywiście pojawiało się wiele problemów związanych z funkcjonowaniem poszczególnych programów, które dla ich beneficjentów były i są uciążliwe, proces uzyskania i rozliczania zwykle jest skomplikowany i czasochłonny, dostępność tego typu programów bywa uzależniona od decyzji politycznych, ale co do zasady jestem za wspieraniem rozwoju nauki i startupów – szczególnie tych pracujących nad nowatorskimi rozwiązaniami technologicznymi, środkami publicznymi.

Jak równoważy Pan ryzyko związane z inwestycjami w startupy?

Przede wszystkim staram się starannie dobierać projekty i dobrze poznawać osoby odpowiedzialne za ich realizację. Najczęściej inwestuję w spółki na trochę późniejszym etapie – gdy prawdopodobieństwo powodzenia danego projektu jest większe (zwykle rundy A, B, rzadziej late Seed). Jestem także zwolennikiem modelu venture builder, w którym obie strony (founderzy i przedstawiciele VC) współpracują bardzo blisko w celu realizacji określonych celów – w mojej ocenie zwiększa to prawdopodobieństwo sukcesu. Oczywiście sam również staram się aktywnie wspierać projekty w których uczestniczę.
Być może jestem nietypowym przypadkiem, ale część swoich środków lokuję bardzo konserwatywnie – w obligacje skarbowe, które są dla mnie zabezpieczeniem i które w razie potrzeby mogą dostarczyć mi płynność, gdy jej potrzebuję. W tym roku oprocentowanie niektórych serii 4-letnich obligacji indeksowanych inflacją, przekroczyło 18-19%, więc osoby które są ich posiadaczami, mogą być zadowolone.